Gdynia Chylonia ul. św. Mikołaja 1, tel. 58 663 44 14

Kategoria: Po drodze – blog ks. J. Sochy (Strona 24 z 29)

Chciałbym zapamiętać to, co dzieje się „po drodze” w moim życiu, a przez zapisywanie i dzielenie się ową pamięcią z innymi, pragnę stać się świadkiem Tego, który jest ze mną na drodze życia. Owego „po drodze” nie rozumiem jako określenia wskazującego na przygodność, czy też przypadkowość, ale raczej rozumiem je jako przestrzeń, czy też scenę dla wydarzeń.

Jezus-Miecz

        Mieczem Jezusa jest słowo Ojca niebieskiego o królestwie, czyli sam Jezus. To Słowo ma wymiar negatywny-odsłania grzech i pozytywny-głosi miłość do grzeszników szukających przebaczenia. Jezus-Miecz nie jest znakiem sprzeciwu z definicji. W Ewangelii Łukasza znajdujemy słowa, iż On jest znakiem, któremu sprzeciwiać się będą, a to znaczy, że Jego przesłanie i misja mogą wywoływać sprzeciw. Ów sprzeciw ma jednak swoje gorzkie konsekwencje zarówno o wymiarze indywidualnym, społecznym jaki i nawet cywilizacyjnym.

     Leszek Kołakowski napisał w latach osiemdziesiątych XX wieku esej „Jezus ośmieszony”. W swej refleksji twierdzi, iż korzenie naszej cywilizacji tkwią w osobie Jezusa . Filozof stwierdza wręcz, że Jezus jest warunkiem przetrwania cywilizacji. Kołakowski zadaje bardzo ważkie pytanie: ” czy nasza kultura przeżyje jeśli zapomni o Jezusie?”. To, co daje osoba Jezusa, według Kołakowskiego, to eschatologiczny wymiar życia. Jezus zapoczątkował nową historię, która wypełnia się. Tragiczną alternatywą jest trwoga przed końcem, który sami sprowokujemy. Ciekawe, że pisał to człowiek, który był agnostykiem.

Trud bycia księdzem

        Koniec maja i pierwsze dni czerwca  br. to jeden z trudniejszych okresów w moim życiu. Pokrzepił mnie tekst ks. Wojtka Węgrzyniaka zatytułowany: „Dlaczego żałuję, że jestem księdzem”. Tytuł trochę prowokacyjny. Ani ks. Wojciech, ani ja nie żałujemy, że jesteśmy księżmi. Wręcz przeciwnie. Natomiast są takie sytuacje w życiu kapłańskim, że bliskie są mi jego słowa: „Żałuję, bo czasem muszę być posłuszny ludziom, którzy ani nie są posłuszni Bogu, ani Duch Święty nie jest ich sumieniem. Jako laik mógłbym zmienić pracę, dom, a może nawet miasto i państwo, nie pytając się nikogo o zgodę i racje, nie będąc oskarżany o zdradę Boga i Bóg wie czego jeszcze”.

      Ważne jest też zakończenie tekstu ks. Wojtka: „Nie piszę o tym dlatego, że nie chcę być księdzem. Ani nie dlatego, że wierzę w jakąkolwiek zmianę. Piszę, by chociaż ktoś zrozumiał, że kapłaństwo to nie tylko ofiara z małżeństwa i rodziny”.

Jest możliwe

    Uczestniczyłem w profesji zakonnej s. Annuntii, która żyje we wspólnocie mniszej w Grabowcu,  niedaleko Gdyni. Siostra pochodzi z  parafii,  w której jestem proboszczem i wywodzi się z trzeciej wspólnoty neokatechumnenalnej. Z tej pięknej, wzruszjącej uroczystości zapamiętałem bardzo wyraziste stwierdzenie zawarte w katechezie monastycznej, którą odczytywał biskup. Po skrótowym opisie tego czym jest życie sióstr betlejemitek,  padły niezwykle ważne słowa: „Uważam, że takie życie jest możliwe”. Jakże ważne jest, by każdy czlowiek uslyszał w Kościele, iż jego powołanie jest możiwe.

   Drugim momentem, który mnie poruszył była obietnica przeoryszy, iż będzie ufać działaniu Ducha Św. w siostrze Annuntii i ze wszystkich sił pomagać jej  w realizacji powołania. Piękne.

Sens męczeństwa

       Dzisiaj uroczystość św. Wojciecha. Jestem też świeżo po przeczytaniu książki o abp Oskarze Romero, współczesnym męczenniku. W tym kontekście światłem stało się dla mnie zdanie autorstwa bp G. Rysia: „męczennicy pokazują nam, że prawdziwe życie to jest to, zaczynające się w momencie, który wszyscy nazywają śmiercią”.

Żyje Ten, który zagłodził śmierć

     Jest w Apokalipsie niezwykle paschalne stwierdzenie: „i nie będzie już śmierci ani bólu, ani krzyku, ani cierpienia, bo pierwsze rzeczy już przeminęły” (Ap 21, 4). W jaki sposób Jezus Chrystus sprawił, iż śmierć przegrała, została obezwładniona i zaczęła przemijać wraz  z Jego zmartwychwstaniem? Otóż,  we wschodniej tradycji chrześcijańskiej znajdziemy ciekawą intuicję, która mówi, iż śmierć chciała znaleźć w Jezusie z Nazaretu coś, co mogłaby ją nasycić, ale nie znalazłszy niczego, sama umarła. Pan Jezus nie miał w sobie niczego, co mogłoby służyć za pokarm dla śmierci, dlatego śmierć umarła z głodu, a On żyje.

„Bóg nie prosi nas o nic, czego by nam wcześniej nie dał”.

        To genialne zdanie napisał Franciszek w tegorocznym orędziu na Wielki Post. Bóg, jeśli chce wyrwać nas z obojętności poprzez jakieś wyzwanie, to dużo wcześniej nas obdarowuje. Mieszkańcy Nazaretu, którzy usłyszeli wyznanie Jezusa o spełnieniu się proroctwa Izajasza właśnie na ich współmieszkańcu, nie uwierzyli, nie przyjęli wyzwania, gdyż wcześniej nie odkryli obdarowania. Dzisiaj sytuacja się powtarza. Trudno nam, ludziom XXI wieku, przyjąć jakiekolwiek wyzwanie ze strony Boga, gdyż nie otworzyliśmy się na bycie obdarowanym.

        Kościół jest więc powołany wpierw do posługi obdarowywania, a następnie do stawiania wyzwań.

      Już za kilka dni przeżywać bedę Misje Parafialne. Tygodniowe rekolekcje, które poprowadzą dwaj dominikanie: Tomasz Nowak i Adam Szustak. Mam w sobie wewnętrzną pewność co do tego, iż będzie to czas obdarowywania.  Cieszę się, że przyjedzie dwóch ewangelizatorów, którzy zanim o coś poproszą, to wpierw obdarują.

Smutek i radość w życiu

       Ewangelia Łukasza przedstawia Lewiego jako tego, który w obecności Jezusa doświadczył radości (Łk 5, 27-32). Konsekwencją radykalnej odpowiedzi na powołanie była uczta, czyli radość. Jest też tekst w Ewangelii Mateusza, który mówi o bogatym młodzieńcu, który nie poszedł za Jezusem, nie zgodził się zostawić wszystkiego, a konsekwencją odmowy był smutek (Mt 19, 16-22). Ciekawe, że ów smutny człowiek był od młodości kimś, kto przestrzegał przykazań. Porównanie tych dwóch tekstów pokazuje, iż by doświadczyć radości z przebywania w obecności Boga nie wystarczy przestrzegać przykazań. Lewi-Mateusz, który poszedł za Jezusem, zapewne musiał jeszcze zmagać się ze swoimi wadami i grzechem, ale tajemnica jego radości była w odwadze zostawienia wszystkiego, wstaniu i pójściu. Te trzy akty, czynności tworzą doświadczenie ufności. Mateusz ufał, iż pójście za Jezusem nie zepsuje mu życia, natomiast bogaty młodzieniec lękał się, iż Jezus stanie się zagrożeniem dla jego szczęścia.

Co zrobić w Wielkim Poście?

            Papież Franciszek w orędziu na tegoroczny Wielki Post pisze o problemie obojętności. Używa wręcz stwierdzenia: globalizacja obojętności. W kontekście papieskiego rozeznania stawiam sobie pytanie: co może mnie wyrwać z moich obojętności? Otóż papież podpowiada, iż tym co może pomóc,  jest wsłuchanie się w głos proroków.

Pierwszym,  wyjątkowym Prorokiem jest oczywiście Jezus Chrystus. On, który wyrwał apostołów z obojętności zadziwiając ich tym jak kochał Ojca. Przeczytałem niedawno u I. Gargano, iż „Jezus nie tyle się modlił, ale był modlitwą” i to była jedna z Jego innności, która zadzwiała i wyrywała z obojętności.

W nowy rok na ostrym dyżurze

        Napotkałem niedawno  stwierdzenie mówiące, iż życie współczesnego człowieka podobne jest do ostrego dyżuru lekarskiego. Myśl ta wydaje mi się bardzo trafną. Marzę, by nowy Rok Pański 2015 był pełen czujności i rozważania, ale by nie był ostrym dyżurem.

        Boża Rodzicielka wprowadza Kościół w Nowy Rok. Ona uchroniła się przed życiem jak na ostrym dyżurze  przez rozważanie Słowa. Rozważanie jest, w języku biblijnym,  potężne w znaczeniu i brzemienne dla życia. Oznacza: połączyć wszystko razem i zobaczyć co się stanie.  Maryja połączyła: osoby, słowa, rzeczy i swoją pamięć,  i miała wewnętrzną pewność, że żyje w czymś, co składa się w całość. Wydarzenia,  które następowały w jej życiu potwierdzały później jej wcześniejsze wnioski.

        Życie jak na ostrym dyżurze czyni człowieka „rozbitym na kawałki”, jego przeciwieństwem jest życie jak Najświętsza Maryja Panna. Ona wszystko złożyła w całość. Miała na to czas.

Jezus nie jest znakiem sprzeciwu

   Rozmawiałem dzisiaj na temat tego, czy Jezus był znakiem sprzeciwu? Istnieją przynajmniej dwie perspektywy spojrzenia na to pytanie, które mają swoje konsekwencje w duszpasterstwie. Ewangelia św. Łukasza zawiera stwierdzenie:  Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: «Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą (Łk 2,34). Jezus nie miał zamiaru sprzeciwiać się ludziom, On przyszedł, by objawić Miłość. Natomiast ta Miłość stała się znakiem sprzeciwu. Konsekwencją tej prawdy jest to, iż Kościół nie jest powołany, by „z definicji” podejmować misję sprzeciwu i walki. Natomiast misją Kościoła jest zwiastowanie Miłości i zjednoczenia, a ta misja może wywoływać sprzeciw i rozłam, i tak się niekiedy dzieje.

« Starsze posty Nowsze posty »