Gdynia Chylonia ul. św. Mikołaja 1, tel. 58 663 44 14

Kategoria: Po drodze – blog ks. J. Sochy (Strona 14 z 29)

Chciałbym zapamiętać to, co dzieje się „po drodze” w moim życiu, a przez zapisywanie i dzielenie się ową pamięcią z innymi, pragnę stać się świadkiem Tego, który jest ze mną na drodze życia. Owego „po drodze” nie rozumiem jako określenia wskazującego na przygodność, czy też przypadkowość, ale raczej rozumiem je jako przestrzeń, czy też scenę dla wydarzeń.

Proboszcz w emocjach, gdy słyszy „nie” i „tak

     Chyba jeszcze nigdy,  tak często i w tak wielu miejscach, nie modliłem się za swoją parafię. Wiedziałem, że sprawa jest bardzo poważna, a wręcz przełomowa. Modliłem się coraz intensywniej i przeżywałem emocje w miarę zbliżania się terminu, 22 września, gdyż to właśnie tego dnia rozpoczęło się coś, co nazywa się Post Cresima ( z wł. „Po Bierzmowaniu”), czyli formacja młodzieży, w którą chęć zaangażowania zgłosiło 11 gdyńskich małżeństw. 
     W minioną niedzielę dolny kościół wypełniony był po brzegi. Ks. Anotnio, Włoch, który przyjechał z dwoma małżeństwami oraz czworgiem młodzieży z archidiecezji warszawskiej, przedstawił gdyńskim młodym i ich rodzicom projekt formacyjny. Ponad 85 młodych odpowiadało do mikrofonu czy akceptuje dzisiaj taką formę spotkań przed i po Bierzmowaniu, czy nie. Wszystko działo się w całkowitej wolności. Oklaski dostawali zarówno ci, którzy mówili „tak”, jak i ci, którzy mówili „nie”. To był czas, który mi i wielu innym, przysporzył sporo emocji.

     57 młodych powiedziało „tak” i powstały grupki formacyjne, które będą się spotykały w domach małżeństw oraz raz w miesiącu w budynku parafii. W wakacje wyjadą razem na pięć dni. Wielu z młodych po tym wyjeździe, jesienią 2020 roku, przyjmie Bierzmowanie. Niektórzy, ci młodsi, będą się przygotowywali do Bierzmowania w 2021 roku.
     W najbliższy piątek mają pierwsze spotkania. Cieszę się i modlę zarówno za tych, którzy zaczynają Post Cresima, jak i za tych, którzy z niej zrezygnowali, czy też chcą jeszcze to przemyśleć.
    Bogu niech będą dzięki za małżeństwa, które będą się nazywały „chrzestnymi”, które zgodziły się spotykać i przyjąć młodych do swoich domów w piątkowe wieczory.

Ocalić wypowiedź bliźniego. Rekolekcje SNE Magnificat

     Z rekolekcji dla Wspólnoty SNE Magnificat, które przeżyliśmy w dniach 20-22 września 2019 r. u sióstr franciszkanek w Sobieszewie, pozostanie wiele pięknych treści, jednkaże najmocniej wybrzmiał cytat z Ćwiczeń Duchowych św. Ignacego:”…każdy dobry chrześcijanin winien być bardziej skory do ocalenia wypowiedzi bliźniego, niż do jej potępienia. A jeśli nie może jej ocalić, niech spyta go, jak on ją rozumie; a jeśli on ją rozumie źle, niech go poprawi z miłością” (CD 22). Rekolekcje poprowadziła, po mistrzowsku, Ewa Kuczkowska. Uczyliśmy się komunikacji, bycia słuchaczami i mówcami, chrześcijańskiego rozumienia asertywności, po to by przeżyć komunię – jedność.

Niech będzie rozkosz – Arvo Pärt

   W 2010 roku w Istambule, w bazylice Hagia Irene prezentowana była kompozycja estońskiego artysty Arvo Pärt’a zatytułowana „Lament Adama”. Owa kompozycja to medytacja Pärta nad wypędzeniem człowieka z rajskiego ogrodu. „Niech stanie się rozkosz” – powiedział ktoś na widowni, zanim świątynia wypełniła się muzyką głębokiego spokoju i smutku. 

  Kim jest Arvo Pärt? Niektórzy twierdzą, że to najwybitniejszy, współczesny kompozytor. Urodził się w Estonii w 1935 roku, tam rozpoczął swoją karierę muzyczną. Jako już dorosły człowiek, w latach siedemdziesiątych XX wieku,  przeszedł z luteranizmu na prawosławie. Niesamowita jest historia jego emigracji na Zachód w 1980 roku wraz z żoną i dwoma małymi synkami. Po długich perturbacjach z sowieckimi urzędnikami, Pärt otrzymał zgodę na wyjazd ze Związku Radzieckiego. W gęstym styczniowym śniegu pociąg wyjechał ze stacji w Tallinnie. Ze względu na żydowskie korzenie żony, to Izrael był jedynym krajem, który udzielił im wizy. Zostali zatrzymani na stacji kolejowej w Brześciu przez sowiecką straż graniczną, która przeszukując ich bagaże natknęła się na nuty, płyty i kasety magnetofonowe. „ Jesteście muzykami! Ja również grałem i było to również w Estonii” powiedział jeden ze strażników. Postanowili sprawdzić kasety magnetofonowe i ktoś z urzędników powiedział: „Posłuchajmy.” Potem nastąpiła swego rodzaju liturgia. W przestrzeni hali dworcowej, przypominającej katedrę, która była prawie pusta, popłynęły dźwięki Britten Cantus, a po nich Missa Syllabica z majestatycznym brzmieniem. Funkcjonariusze straży granicznej i celnicy byli zahipnotyzowani. „Widziałam moc muzyki, która zmienia ludzi” – powiedziała później Nora Pärt, żona kompozytora. W Wiedniu spotkali ich Alfred Schnittke, ich rosyjsko-niemiecki przyjaciel żydowski i kompozytor oraz urodzony w Dreźnie wydawca muzyczny Alfred Schlee, który zorganizował im pobyt w stolicy Austrii przez półtora roku, zanim mogli osiedlić się w Berlinie Zachodnim. Arvo Pärt wrócił do Estonii w 2010 roku, po 30 latach emigracji.

   Nazywają go muzykiem minimalistą, łączącym Wschód z Zachodem. Papież Benedykt XVI zaprosił go do Papieskiej Rady ds. Kultury. W 2017 roku zagrał swoje kompozycje przed papieżem Franciszkiem w Watykanie, koncert był związany z otrzymaniem nagrody Ratzingera za wkład w rozwój teologii i kultury.

(korzystałem z tekstu IAN THOMSON, Playing the Pärt, The Tablet, 7.09.2019)

Zapach pokory

    Według Izaaka Syryjczyka, biskupa i teologa z VII wieku, osoba prawdziwie pokorna wydziela zapach, który wyczuwają inni ludzie, a   nawet zwierzęta. Co więcej, dzikie zwierzęta, w tym węże, pod wpływem owego zapachu pokory nigdy nie skrzywdzą tej osoby. Oto logika Izaaka z Syrii: pokora, jak wierzył, odzyskała zapach raju i w obecności osoby pokornej nikt nie czuje się osądzony i nie ma się czego obawiać, a dotyczy to nawet zwierząt, które czują się bezpiecznie przebywając w obecności osoby pokornej. Nic dziwnego, że tacy ludzie jak Franciszek z Asyżu rozmawiali z ptakami i zaprzyjaźnili się z wilkami.

    Czy to wszystko nie brzmi tylko jak pobożna bajka, czy też jest bogatą, archetypiczną metaforą? Myślę, że  chodzi o tę drugą, że jest to bogata metafora, a może nawet coś więcej, gdyż pokora ma rzeczywiście zapach ziemi i raju.

   Jak to się dzieje? Jak wartości duchowe mogą wydzielać fizyczny zapach? Otóż, jesteśmy stworzeniami psychosomatycznymi. Jesteśmy ciałem i duszą, tak więc fizyczny i duchowy aspekty naszego życia są częściami tej samej substancji tak, że nie można ich od siebie oddzielić. Powiedzieć, że jesteśmy ciałem i duszą, to jak powiedzieć, że cukier jest biały i słodki, a bieli i słodyczy nigdy nie można położyć obok siebie. Obie są w cukrze. Jesteśmy jedną substancją, nierozdzielną, ciałem i duszą, dlatego zawsze jesteśmy zarówno fizyczni, jak i duchowi, tak więc w rzeczywistości czujemy rzeczy fizyczne duchowo, tak jak czujemy rzeczy duchowe zmysłami fizycznymi. Jeśli to prawda, to wówczas pokora wydziela zapach, który można wyczuć fizycznie, a koncepcja Izaaka Syryjczyka jest czymś więcej niż tylko metaforą.

   Wydaje się, że stwierdzeniu, iż pokorę można poczuć, nie można odebrać również metaforycznego charakteru. Słowo „pokora” ma swoje korzenie w łacińskim słowie „humus”, oznaczającym glebę i ziemię. Jeśli przyjmie się tę definicję, wówczas najbardziej pokorną osobą, którą znasz, jest ta najbardziej ziemska i najbardziej „uziemiona”. Być pokornym, to znaczy mocno osadzić stopy na ziemi, być w kontakcie z ziemią i nieść zapach ziemi. Ponadto, aby być pokornym, należy zająć należne mu (jej) miejsce na Ziemi, a nie obok niej. 

   Pierre Teilhard de Chardin, słynny mistyk i naukowiec,  wyrażał to czasami w swoich modlitwach. W latach, kiedy jako paleontolog,  pracował na pustyniach Chin, układał modlitwy skierowane do Boga w formie, którą nazywał „Mszą za świat”. Mówiąc do Boga utożsamiał swój głos z wołaniem samej Ziemi. Jako kapłan nie przemawiał w imieniu Ziemi, lecz przemawiał jak Ziemia, dając jej głos następującymi słowami:

   „Panie, Boże, stoję przed Tobą jako mikrokosmos samej Ziemi, aby dać jej głos. Zobacz w mojej otwartości otwartość świata, w mojej niewierności niewierność świata; w mojej szczerości szczerość świata, w mojej hipokryzji hipokryzję świata; w mojej hojności hojność świata; w mojej uważności uważność świata; w moim rozproszeniu rozproszenie świata; w moim pragnieniu, by Cię chwalić, pragnienie świata, aby cię chwalić oraz w moim zbytnim skupieniu na sobie, zapomnienie świata o Tobie. Albowiem jestem z Ziemi, jestem jej kawałkiem, a Ziemia otwiera się lub zamyka na Ciebie poprzez moje ciało, moją duszę i mój głos”.

   Powyższa modlitwa to piękny obraz pokory, której nigdy nie należy mylić, jak to często bywa, ze zranionym obrazem siebie, z nadmierną powściągliwością, z nieśmiałością i strachem lub z nadmiernie wrażliwą samoświadomością. Zbyt powszechne jest przekonanie, że osoba pokorna jest tą, która bierze winę na siebie, która odrzuca pochwałę, nawet jeśli na nią zasłużyła; która jest nieśmiała, bojąca się intymności, która jest pełna lęku, która wstydzi się ukazać swoje zdolności, zalety i atuty. Ktoś może być łagodnym, a jednocześnie samolubnym. Pozornie pokornym jest ten, kto jest wycofany, zaprzeczający swoim zdolnością, a jednocześnie pielęgnujący wewnętrzną złość i bierną autoagresję.  

   Najbardziej pokorną osobą, którą znasz jest ta, która jest najbardziej bliska ziemi, ugruntowana, to znaczy osoba, która wie, że nie jest centrum Ziemi, ale także wie, że nie jest najgorszą jej cząstką. Ta właśnie osoba wydziela zapach, który niesie zarówno zapach raju (boskiego daru) jak i zapach ziemi.

     Na podstawie tekstu R. Rolheisera, THE SCENT OF HUMILITY.

 

Ein Karem – obciążona przyszłość

     Przyszłość jest obciążona nadzieją, to myśl, która kojarzy mi się z Ein Karem. Tutaj spotkały się kiedyś dwie ciężarne kobiety i przeżywały głęboko prawdę o tym, iż Bóg otworzył przed nimi czas. Ta nowa era okazała się pełna chwały (hebrajskie słowo „chwała” oznacza „ciężar, wagę”), to znaczy, że miała się stać ważną, sensowną, pełną znaczenia. Owa chwała ukazała się w życiu Elżbiety i Maryi w postaci dwóch chłopców: Jana Chrzcicela i Jezusa.

    Ein Karem kojarzy mi się również z Benjaminem Bergerem, Żydem mesjańskim, którego kiedyś gościliśmy w Gdyni i którego tym razem mogliśmy odwiedzić w jego domu i wysłuchać świadectwa jego nawrócenia. Po raz drugi poruszyło mnie opowiadanie Benjamina jak to, on niewierzący Żyd, który wyjechał ze Stanów Zjednoczonych do pracy w Danii, pewnego dnia przeżył żywą obecność Jezusa Chrystusa w domu, w którym czasowo przebywał. Przypomniało mi się wtedy,  opowiadanie z Dziejów Apostolskich o spotkaniu Szawła z Panem pod Damaszkiem. Obydwa te spotkania były początkiem nowej ery, nowej misji ewangelizacyjnej w życiu tych dwóch Żydów.

 

    Podczas gościny u Benjamina zostaliśmy też zaproszeni na spotkanie modlitewne Żydów mesjańskich w Jerozolimie, z którego to zaproszenia udało nam się skorzystać. Modliliśmy się w pięknej sali, mocno przeszklonej z widokiem na miasto. Naucznie miał B. Beger i opowiadał o swoich ostatnich wizytach na wyspach w okolicy Australii, gdzie całe społeczności chrześcijan wraz z władzami administracyjnymi pragnęły nawiązać kontakt z przedstawicielem Izraela, jako „pnia” z którego wyrastają „gazłęzie”, którymi jest Kościół . Takie wydarzenia i spotkania nas katolików z Trójmiasta ze wspólnotą Żydów mesjańskich, czy spotkania ludzi z antypodów, „krańców świata” z Żydami, z Izraela pokazują, że jedność w przyszłości będzie możliwa, że słowa św. Pawła z Listu do Kolosan są przed nami: ” tu bowiem nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, ale wszystkim i we wszystkich jest Chrystus” (Kol 3, 11). Przyszłość jest chwalebna i obciążona nadzieją na jedność. W tym sensie rozumiem chwałę, którą nas Bóg obdarza i obdarzy.

Zamienić pustkowie w ogród, czyli 1 września w Medjugorie

 

        W każdej niemal kulturze i religii pojawia się motyw miejsca dzikiego, pustynnego, które jest pełne niebezpiecznych demonów. W chrześcijaństwie używamy symbolu pustyni do opisu niespokojnego stanu ducha. Jak można zamienić pustynne miejsce w ogród, czyli w miejsce i czas pełne pokoju i bezpieczeństwa? 
    Można zabiegać o pokój na wiele sposobów. Np Gandhi napisał poruszający list do Hitlera, który niestety nie zmienił serca tego, któremu słynny Hindus pokazał wielką odpowiedzialność za ewentualne uczynienia ze świata wielkiej pustyni.  

 

 
   Można i trzeba samemu być człowiekiem pokoju, pełnym harmonii wewnętrznej, pojednanym ze sobą, pewnym, że jest się kochanym, co czyni nas wolnymi od rywalizacji i pychy.
     Jest jeszcze jeden wymiar zabiegania o pokój – modlitwa. Medjugorie to miejsce wielkiej modlitwy o pokój. Na początku lat osiemdziesiątych XX wieku ludzie usłyszeli tutaj wezwanie do modlitwy o pokój. 10 lat później wybuchła wojna bałkańska i wiele miejsc zostało zburzonych i dotkniętych wojennymi zniszczeniami, jednakże samo Medjugorie ocalało w niewytłumaczalny po ludzku sposób, by stać się szczególnym miejscem modlitwy o pokój. 
     Dzisiaj, w 80 rocznicę wybuchu II Wojny Światowej, mogę być właśnie w tym miejscu i modlic się o pokój.
   Dlaczego modlitwa o pokój ma sens? Dlatego, że rodzi wiarę, a wiara uwalnia od lęku i strachu przed „dzikimi zwierzętami i demonami” czającymi się na pustyniach ludzkich umysłów i serc. Modlitwa i zaangażowanie mogą zamienić te dzikie, ciemne obszary w bezpieczne ogrody.

Kościół w Medjugorie pod znakiem noszy

     Wspinając się na Górę Objawień w Podbrdo, na skraju Medjugorie,  byłem świadkiem niezwykle pięknej  sceny. Otóż,  przyjaciele wnosili chorą, starszą kobietę, na specjalnie skonstruowanych noszach. Było bardzo ciepło, skalista góra, dosyć stromo,  a oni w wyraźnie radosnej atmosferze podjęli trud. Przypomniały mi się sceny z Tartr słowackich, gdzie spotkałem tzw. nosiczów, którzy targali do schronisk, to co było tam potrzebne. Czasami byli obładowani ogromnymi ciężarami. Robli to jednak za pieniadzę i w samotności.  Wczoraj widziałem coś więcej. Braci w wierze, którzy nieśli siostrę. Piękny obraz tego,  czym jest Kościół.

     Kogo niosę na drodze wiary i z kim to robię? Kto mnie niesie w Kościele? Z takimi myślami-pytaniami poszedłem potem spowiadać, sprawować Euchrystię w bardzo międzynarodowym gronie i na koniec dnia, wraz z kilkoma tysiącami ludzi,   przeżyłem piękne nabożeństwo adoracji Najświetszego Sakramentu.

Czego nam potrzeba wobec potęgi smoka? (refleksja na uroczystość Wniebowzięcia NMP)

 Brzemienna kobieta jest symbolem kruchości, znakiem kogoś, kto potrzebuje wsparcia, pomocy i to Ona staje przed smokiem, który ma: 7 głów (pełnię mądrości), 10 rogów (potężną siłę, jak byk z rogami) i 7 diademów, czyli pełnię władzy. Owa Kobieta-Niewiasta zwycięża smoka, miażdży jego głowę dzięki wierze w moc Słowa w które jest brzemienna.
Czy wobec zła w świecie, w historii i wokół nas i w nas wierzymy w moc wiary i Słowa Boga?

      Przed potężnym smokiem w Auschwitz stanął kiedyś człowiek, który miał jako oręż jedynie Słowa: nie zabijaj, kochaj bliźniego swego jak siebie samego… Tym człowiekiem był o. Maksymilian Kolbe. Zwyciężył, mając oręż po ludzku kruchy, niewystarczający.
Kiedykolwiek Kościół-Niewiasta ucieka się do władzy, siły i przemocy w walce ze smokiem, wtedy wyraża swoją niewiarę w to, co posiadała Niewiasta z Apokalipsy i w takim wypadku przestaje być sobą. Tak było np w czasach wypraw krzyżowych.
Każdy chrześcijanin, stając wobec zła, jest nieustannie konfrontowany z pytaniem: czy wierzysz w to, co po ludzku jest kruche? Czy Słowo, w które jesteś brzemienny Ci wystarczy? Czy też wolisz używać siły, władzy i ludzkiej mądrości?
Jak piękna jest ta pieśń oparta 12 rozdziale Apokalipsy, która pokazuje Kościół i Maryję wierzące w moc tego, co słabe, w co są brzemienne.

https://youtu.be/GosVBXuYKX8

O wadze tego, co nieistotne

     Kiedyś wyczytałem u o. Michała Zioły stwierdzenie, że dobrze, gdy mnich oprócz zajmowania się sprawami ważnymi, ma także w swoim życiu takie nieważne zajęcie i hobby. On, mieszkając we Francji, zajmuje się starymi mapami Bałtyku. Ta nieistotność hobby uczy człowieka pokory. Mam do dzisiaj w głowie obraz dwóch mnichów z filmu „Ludzie Boga”, którzy przebywając w Afryce, czytają w gazecie o meczu piłki nożnej, który rozegrano we Francji. Jaką oni mieli radość! A gazeta, którą czytali była pewnie już stara.

     Dzisiaj rozpoczyna się kolejny sezon w Premier League. Na początek zagra Liverpool z Norwich, ale w niedziele gra Newcastle, u siebie z Arsenalem.Czekam na ten niedzielny mecz z radością i nowym strojem 🙂 Nie mogę na mecz pojechać, ale mam nadzieję, że obejrzę go telewizji. Pewnie w retransmisji, bo są ważniejsze sprawy. Mam też świadomość, że kibicuję zespołowi, który nie jest faworytem, co więcej, który w Polsce jest mało znany. Być może w niedzielę, w Gdyni, kibicować będę mając świadomość, że to nic nie znaczy dla tego, co się wokół mnie dzieje i co jest ważne dla kibiców w Trójmieście… ale i tak daje mi to radość, jak mapy o. Michałowi, jak czytanie gazety mnichom z Tibirine.
Howay the lads

Zgnieciony pąk, który zakwitnął na krzyżu

    W święto Przemienienia Pańskiego czytałem i dzieliłem się z kilkoma osobami wnikliwym tekstem Pawła Floreńskiego, prawosławnego teologa, który przepięknie opisywał cel życia człowieka:

   „Człowiek w łonie matki cały jest ściśnięty jak zgnieciony pąk. Następnie rośnie, napręża się i jak pąk się otwiera. Kwitnięcie ludzkiego wyglądu, co jest czymś najpiękniejszym w ludzkim życiu, dokonuje się wówczas, gdy rozciąga się na kształt krzyża. Jest to widoczne również zewnętrznie, ale chodzi przede wszystkim o coś tajemniczo duchowego”.

 

    Jezus zakwitł na Kalwarii, rozwinął się na krzyżu z pąka w piękny kwiat. Słowo z Ewangelii Św. Łukasza czytane w kościołach,  w święto Przemienienia Pańskiego mówi, że śmierć Jezusa w Jerozolimie, zapowiadana na górze, gdzie Chrystus przemienił sie wobec apostołow,   była wypełnieniem (gr. pleroun). Chrystusowi życie się nie przydarzało, ono się wypełniało. Np. na krzyżu wypełniło się proroctwo z Księgi Daniela o Synu Człowieczym, który będzie pełny ognia na swoim tronie. Czyż nasz wystrój chylońskiego prezbiterium tego nie pokazuje?

« Starsze posty Nowsze posty »