Znów wrócił do mnie temat samobójstwa poprzez bolesne wydarzenia, które miały miejsce m.in. w Gdyni. Coraz bardziej więc przekonuję się, że warto pisać i mówić o tej bolesnej, ukrytej ranie. Przewodnikiem w tej refleksji jest dla mnie od wielu lat Ronald Rolheiser, kanadyjski teolog.
   Samobójstwo uważano przez wieki za akt desperacji, który postrzegano jako najcięższy grzech ze wszystkich i ostatecznie niewybaczalny. Niestety ten akt nadal jest rozumiany jako sprzeciw wobec Boga i samego życia oraz wyrzeczenie się nadziei. Wśród chrześcijan są i tacy, którzy postrzegają samobójstwo nawet jako grzech przeciwko Duchowi Świętemu. Warto o tym głośno mówić, że to nieporozumienie.
   Słowniki definiują desperację jako całkowity brak nadziei, ale nie jest tak w przypadku większości samobójstw. Co się bowiem wydarza? Osoba, która odbiera sobie życie, nie zamierza działać w celu znieważenia lub obrazy Boga i życia, gdyż byłby to akt siły, a samobójstwo na ogół jest tego przeciwieństwem. Samobójstwo jest wynikiem gigantycznej klęski. W muzycznej adaptacji utworu Victora Hugo „Nędznicy” kryje się ważna scena. Fantine, młoda kobieta, umierając opowiada, że ​​kiedyś była pełna nadziei, a teraz jest zmęczona życiem, pogrążona w biedzie, ze złamanym sercem i pokonana przez chorobę fizyczną. Czuje się zwyciężoną i musi pogodzić się z gorzkim faktem, że „są burze, których nie możemy przetrwać”.
   W życiu są rzeczy, które nas miażdżą, a poddanie się nie jest aktem rozpaczy, ani też wcale nie jest aktem wolnym. Jest to raczej pokorna, smutna porażka i tak jest w przypadku większości ludzi, którzy umierają w wyniku samobójstwa. Dzieje się to z różnych powodów, od choroby psychicznej po nieskończoną różnorodność przytłaczających burz, które mogą złamać człowieka. Czasami w życiu ludzi jest taki moment, w którym są oni obezwładnieni, pokonani i niezdolni do kontynuowania własnego życia, podobnie jak ci którzy umierają jako ofiary suszy, huraganu, raka, chorób serca, cukrzycy lub choroby Alzheimera, czy z powodu Covid-19. Nie ma grzechu w byciu pokonanym przez śmiertelną burzę.

   Wydaje się, że nie rozumiemy chorób psychicznych, które mogą być tak samo rzeczywiste i tak samo powodujące śmierć jak choroba fizyczna. Nie obwiniamy przecież kogoś za śmierć z powodu raka, udaru lub wypadku fizycznego, ale niezmiennie rzucamy moralny cień na kogoś, kto umiera w wyniku różnych chorób psychicznych, które odgrywają wielką rolę w wielu samobójstwach. Na szczęście to Bóg nadal rządzi, a nasze błędne spojrzenie na samobójstwo, choć trwale skaziło sposób, w jaki ktoś jest pamiętany na tym świecie, nie ma wpływu na skuteczność zbawienia po drugiej stronie śmierci.
   Oprócz choroby psychicznej możemy zostać pokonani w życiu przez wiele innych rzeczy: przemoc małżonka lub partnera, rozdzierającą serce stratę, nieodwzajemnioną miłość i wyniszczający wstyd, to one mogą czasami złamać serce, zmiażdżyć wolę, zabić ducha i sprowadzić śmierć na ciało. Jest niezwykle ważnym, by nasza ocena w takich sytuacjach odzwierciedlała nasze zrozumienie Boga, a On jest miłosierdziem. Bóg nie potępia kogoś, ponieważ on lub ona, podobnie jak Fantina Victora Hugo, nie mógł przetrwać burzy. Czy Bóg stoi po stronie naszych własnych wąskich pojęć, w których zbawienie jest zarezerwowane głównie dla silnych? Nie, jeśli wierzyć Jezusowi.
   Zauważ, że kiedy Jezus mówi o grzechu, nie wskazuje na sytuację ludzi, którzy są słabi i pokonani; raczej wskazuje na życie tych, którzy są: silni, aroganccy, obojętni i osądzający. Przewertuj Ewangelie i zadaj sobie pytanie: wobec kogo Jezus jest stanowczy? Odpowiedź jest jasna: Jezus jest stanowczy wobec tych, którzy są silni, osądzający i niemiłosierni. Zwróć uwagę na to, co Chrystus mówi o bogaczu, który ignoruje biedaka stojącego na progu jego domu, co mówi o kapłanie i lewicie, którzy ignorują człowieka pobitego, i jak bardzo jest krytyczny wobec uczonych w Piśmie i faryzeuszy, którzy szybko definiują to, kto podlega Bożemu osądowi, a kto nie podlega.
   W filmie o ks. Janie Ziei jest pewna piękna scena pokazująca go jako młodego kapłana, wpierw pomagającego młodej dziewczynie, po próbie samobójczej m.in. poprzez spowiedź, a potem prowadzącego jej pogrzeb po śmierci samobójczej. Film pokazuje też jak wielkie było wtedy, w XX wieku, niezrozumienie dla dramatycznej sytuacji samobójców i ich rodzin. Ciągle mamy w tym względzie, i dzisiaj w XXI wieku, długą drogę do przejścia.