Kiedyś natrafiłem na krótki artykuł Ronalda Rolheisera z lat 90-tych XX wieku, w którym opisuje proces odkrywania znaku popiołu w swoim życiu. Bardzo mnie poruszyło to, co napisał i z wieloma jego słowami zidentyfikowałem się. Poniżej przedstawiam parafrazę jego tekstu. Niech będzie i Tobie pomocna w przeżyciu Wielkiego Postu roku 2021.

   Kiedy byłem dzieckiem naznaczenie czoła prochem było znakiem, który mnie zadziwiał. Musiałem zbliżyć się do ołtarza wraz z dorosłymi,  dostawałem czarny ślad na czoło i wracałem do swojej ławki ogarnięty uczuciem, że przydarzyło mi się coś dziwnego. Nie rozumiałem tego, ale wiedziałem, że było to coś wyjątkowego. Patrzyłem na wszystkich w kościele, potem szedłem do domu, by zobaczyć się w lustrze. Zawsze powoli zmywałem ów znak.

  Jako nastolatek, integrujący w sobie z wielkim trudem fakt, iż kilku młodych ludzi wokół mnie zmarło, pomysł nałożenia popiołu na moje czoło wraz z formułą: „pamiętaj, że prochem jesteś i w proch się obrócisz!”,  przestraszał mnie i odpychał. Zbytnio przypominał mi o śmierci. W tamtych latach bardzo szybko ścierałem znak popiołu, tuż po wyjściu z kościoła.

   Jako młody seminarzysta, przeżywający lata pierwszej gorliwości w życiu zakonnym, rozumiałem znak popiołu dużo głębiej. Przypominał mi młodą śmierć Teresy z Lisieux i Gabriela Possentiego, młodego pasjonisty. Oboje przypominali mi, że na ziemi żyjemy jak w „dolinie łez” i że nie jest dobrze pokładać ufności jedynie w tym co ziemskie.  Znowu powoli zmywałem popiół ze swego czoła.

   Później, jako seminarzysta posoborowy i młody kapłan, przeszedłem przez fazę, w której myślałem, że cała praktyka przyjmowania popiołu, a zwłaszcza formuła o prochu i śmierci,  była chorobliwa. Wydaje mi się, że reszta Kościoła czuła się przynajmniej podobnie, skoro dodano do znaku alternatywną formułę: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Byłem wtedy przekonany, że Kościół powinien był podkreślać nie śmierć i grzech, ale zmartwychwstanie i miłość. Przez te lata nie czekałem nawet, aż Msza się skończy i natychmiast  wyciągałem chusteczkę z kieszeni i wycierałem ów znak  popiołu.

   Kilka lat temu z wielu powodów powstał w mojej głowie związek między prochem, a wezwaniem do sprawiedliwości społecznej. Popiół symbolizował spalone życie ubogich. Znowu z dumą nosiłem popiół i zmywałem go bardzo powoli.

   W ubiegłoroczną Środę Popielcową czułem się zupełnie inaczej. Znak popiołu zaczął symbolizować moje własne życie, które zostało spopielone: marzenia, piękna niewinność, młodość, poczucie panowania nad moim życiem, świadomość własnej dobroci i moralnej integralności. Czując się „spopielonym” przyjąłem znak popiołu i nie spieszyłem się z jego zmywaniem, ale też nie byłem zachwycony myślą o pozostawieniu go.

   Po tych wszystkich latach i po tych wszystkich zmianach, w tym roku po raz pierwszy poczułem się jakbym siedział w popiele. Kiedy patrzę na to wszystko,  widzę, że przez wiele lat mojego życia popiół był dla mnie bardzo cierpliwy! Rzucił mi wyzwanie i podobnie jak sam Bóg akceptował moją reakcję. Widzę też, że niezależnie od tego, co do niego czułem, potrzebowałem go, a reakcja jaką we mnie wywoływał, głośno mówiła o tym,  jakie demony miałem spotkać w okresie Wielkiego Postu. Wygląda na to, że w tym roku chce, żebym siedział w popiele. Co to znaczy „siedzieć w popiele”? W niektórych plemionach indiańskich ludzie mieszkali we wspólnych, długich domach. W środku tych domów dach był otwierany, a pod otworem zapalano ognisko, które było używane do ogrzewania, gotowania i oświetlania. Czasami ktoś w plemieniu przechodził przez taką fazę swojego życia, iż  spał przez pewien czas na skraju ognia, w popiele. W tym czasie nie mył się ani nie wykonywał swojej zwykłej pracy. Społeczność rozumiała, że on musi być „w popiele”, że jakieś „zwichnięcie” pozbawiło go siły do ​​kontynuowania normalnego życia i że w jego wnętrzu odbywa się jakaś cicha praca. Po jakimś czasie zmywał popiół i wracał do ​​normalnego życia … przeważnie pełen nowej energii i mocy. Popiół Wielkiego Postu może być dla nas takim właśnie popiołem. Zaprasza nas między innymi do pozostawienia naszych zwykłych miejsc i do posiedzenia przez chwilę w popiele na skraju ogniska, aby jakiś cichy, wewnętrzny proces mógł nas czegoś nauczyć, np. tego, co to znaczy, że jesteśmy prochem i że jesteśmy wezwani do odwrócenia się od grzechu i zwrócenia się ku Ewangelii.