Gdynia Chylonia ul. św. Mikołaja 1, tel. 58 663 44 14

Kategoria: Po drodze – blog ks. J. Sochy (Strona 8 z 30)

Chciałbym zapamiętać to, co dzieje się „po drodze” w moim życiu, a przez zapisywanie i dzielenie się ową pamięcią z innymi, pragnę stać się świadkiem Tego, który jest ze mną na drodze życia. Owego „po drodze” nie rozumiem jako określenia wskazującego na przygodność, czy też przypadkowość, ale raczej rozumiem je jako przestrzeń, czy też scenę dla wydarzeń.

Nowy człowiek, nowa wspólnota, nowa kultura

 
      Ks. Dariusz Kotecki z Torunia, w sobotę podczas dnia skupienia dla księży Archidiecezji Gdańskiej, przypomniał nam wizję chrześcijaństwa ks. Franciszka Blachnickiego. Została ona streszczona poprzez trzy nowości. Otóż, to Duch Święty działający w Słowie tworzy w sercu człowieka nowe prawo, nowy człowiek buduje relacje i w ten sposób tworzy nową wspólnotę, a nowe wspólnoty rodzą nową kulturę życia. Z tą myślą w głowie pojechałem wieczorem do Jastrzębiej Góry, gdzie uczestnicy chylońskiej Alphy przeżywali swój weekend rekolekcyjny i zobaczyłem jak w praktyce rozpoczyna się proces opisany przez ks. Blachnickiego.
 
 

Czy dusza się starzeje?

      Ciało się starzeje, a dusza dojrzewa. Trudne doświadczenia, grzechy, droga nawrócenia, a także fizyczna kruchość mogą być drogą do dojrzewania duszy. Tak jak dobre wino, dojrzewa w popękanych beczkach, tak dusza dojrzewa w ciele i w historii, które pękają i trzeszczą.
     Hebrajskie słowo „przenikać” oznacza również sprawdzać, stąd kiedy psalmista mówi „przenikasz i znasz mnie Panie” oznacza to proces sprawdzania, doświadczania. Opatrzność sprawdzając prowadzi ku dojrzałości.
      Dojrzewanie duszy, czyli człowieka można wyraźnie zauważyć w głównym bohaterze rosyjskiego filmu „Wyspa”, który przechodzi drogę od młodej niedojrzałości ku mądrości starca. Płaci za to wielką cenę, ale na końcu życia jest dojrzały.
       Poranek nie wie tego, co wie wieczór. Wieczór jest dojrzalszy.

Bez lekarstwa na bycie człowiekiem

      Historia Kate Bowler stała się dzisiaj dla mnie komentarzem do Liturgii. Ta kanadyjska historyk chrześcijaństwa, wykładowczyni na jednej z amerykańskich uczelni, przez wiele lat zajmowała się naukowo badaniem tzw. teologii sukcesu, która uczy, że wiara i cnota zostaną wynagrodzone zdrowiem i bogactwem. Jej mottem jest wyznanie: „bądź wola moja”.
   Bowler odkryła fiasko takiej teologii we własnym doświadczeniu. Mając 35 lat usłyszała diagnozę, iż jest chora na nowotwór. Była w szcześliwym małżeństwie, po wielu latach starań urodziła jedynego syna i nagle… świat się zawalił. Kiedy o tym napisała na łamach New York Tims’a otrzymała wiele e-maili od swoich czytelników. Była już wtedy znaną autorką. Listy te były często płytkimi pocieszeniami lub przygnębiających tekstami. Ktoś radził, że wyzdrowieje, gdy zje to czy tamto, czy też przeczyta tę lub inną książkę. Ktoś inny twierdził, iż musiała ona lub jej przodek popełnić jakiś grzech, bo przecież dobrych ludzi spotykają tylko dobre rzeczy.
 
   Bowler, żyjąc z chorobą, przekonała się, że wbrew temu, w co kazali wierzyć głosiciele dobrobytu, „Bóg kocha cierpiących, słabych i kruchych” . On obiecuje, że nigdy nie porzuci nas w naszym bólu. Choroba, z którą nadal żyje, nie przerwała jej wielu pięknych relacji, a nawet niektóre pogłębiła.

Czytaj dalej…

„Barankowa” rewitalizacja

 
       Byłem uczestnikiem kongresu na temat rewitalizacji duchowej miast w Łodzi, co było twórczym, ciekwym i inspirującym doświadczeniem. Następnie, niemalże „z drogi”, przeżyłem to, o czym rozmawialiśmy i o co modliliśmy się w Łodzi, tzn. ewangelizację w środku miasta, w Gdyni. Otóż, w sobotę odbyło się pierwsze spotkanie grupy rodzin, z których dzieci rozpoczęły drogę do Pierwszej Komunii Świętej. Projekt zwany „Baranki” prowadzi małżeństwo z towarzyszeniem księdza. Robią to twórczo, zwyczajnie, kolorowo i żywo, angażując dzieci i rodziców.
      Ciekawe, że ludzie potrafią pokonać drogę ze Słupska do Gdyni, by włączyć swoje dzieci w ów projekt i tak będzie co miesiąc, aż do 4 czerwca, a potem mamy w planach pielgrzymkę do Rzymu na spotkanie rodzin z papieżem Franciszkiem.
 

Bieniszew

 
         Bieniszew koło Konina to miejsce, które dosyć regularnie odwiedzam. Mieści się tutaj jeden z dwóch klasztorów kamedulskich w Polsce.
       Dzisiaj, kiedy wszedłem do krypty w kościele, odkryłem, że w ciągu minionych kilkunastu lat zmarło dwóch mnichów, których znałem. Byłem wiec i jestem świadkiem historii, która się tutaj dzieje. Ta moja historia w Bieniszewie to owi mnisi, rytm modlitwy niby takiej samej, a jednak co roku innej, wypoczynek i lektury z którymi przyjeżdżam.
       W tym roku czytam tutaj kapitalną książkę Timothy Radcliffa OP zatytułowaną „Żywy w Bogu. Chrześcijańska wyobraźnia”. Autor cytując Daga Hammarskjölda, nieżyjącego sekretarza generalnego ONZ, pisze:” Za to co było: <<dziękuję>>, na to co będzie mówię zaś <<Tak>>”. Niewiele słów, ale ich gęstość sprawia, że pasują do miejsca, w którym jestem. Chyba tutaj jakoś łatwiej je wypowiedzieć.
 

Miej ciekawe życie

       W najnowszym numerze czasopisma „The Tablet” znalazłem opowieść o Maev O’Collins. Gerald, jej brat, jezuita, biblista i teolog,   głosząc kazanie na pogrzebie siostry, pod koniec lipca br., wspomniał, iż kiedyś przyleciał do niej w odwiedziny, gdy studiowała w Nowym Jorku, a on spędzał urlop naukowy w Bostonie. Powiedział, że była wtedy niezależna i niestrudzona. Wciągnęła swojego młodszego brata, by wspierał jej różne sprawy. Pewnego weekendu zajmowała się pięcioma australijskimi aborygenami, którzy odwiedzili ONZ; innym razem  FBI dokonało nalotu na jej kościół i aresztowało Philipa Berrigana, za jego protesty przeciwko wojnie w Wietnamie. „Nigdy nie spotkałem chrześcijanki, która wierniej praktykowałaby to, co św. Jakub napisał w swoim liście: <<Wiara bez uczynków jest martwa>>”.

Czytaj dalej…

Być żywym, czyli „żyć życiem”

 
       John Henry Newman napisał kiedyś: „Nie lękaj się tego, że życie się kiedyś skończy, bój się raczej sytuacji, gdy życie się nie zacznie”. Chodzę po górach, a konkretnie po Tatrach i tych po polskiej, i po słowackiej stronie, i zastanawiam się, co to znaczy „żyć życiem?”.
     Cieszę się każdym widokiem uśmiechniętych ludzi, wspólnym posiłkiem, Eucharystią, którą sprawuję ze wspólnotą ludzi ze Szkoły Ewangelizacji Magnificat. Dzisiaj znakiem życia stał się dla mnie 'nosicz’ słowacki, który obładowany różnymi pakunkami przyniósł coś do schroniska. Dzięki jego pracy, ktoś mógł odpocząć, zjeść, napić się, czyli pełniej żyć.
   Chrześcijanin to ktoś, żywy w Bogu, do tego stopnia, że to widać.

Młodzi w Kościele? Jest szansa, by rośli, a nie byli jedynie kwiatem, który jest do ścięcia

   
   W sobotę, 7 sierpnia zakończyliśmy obóz dla młodzieży w ramach projektu Postcresima. Uczestniczyło w nim 90 osób związanych z gdyńskim „Mikołajem”: młodzież, tzw chrzestni ze swoimi rodzinami, kilkoro pomocników i dwóch księży. Był wiodący temat: godność osoby.
   Wracam z tego wyjazdu bardzo pocieszony myślą, że można zrobić coś dla młodych, co nie będzie jednorazowym eventem, co nie zależy od tego, czy jest w parafii dobry ksiądz, choć dobrze gdy jest. Projekt Postcresima opiera się na wspaniałych małżeństwach, a w zasadzie na ich rodzinach, które podejmują się być z młodymi, by ich formować i to przez kilka lat. Jest opracowany i nie ma w nim „wolnej amerykanki”. Wyjazd jest częścią tego procesu. Wakacyjna przygoda jest również przemyślana, przygotowana i ważna.
   

Czytaj dalej…

Epidemia zakończona. Do czasu.

   Wakacyjną lekturą stała sie dla mnie książka ks. prof. Jana Kracika, nieżyjącego już historyka z Krakowa, zatytułowana : „Pokonać czarną śmierć”. Lektura bardzo pouczająca w czasach „covidowych”. Okazuje się, że świat przeżywał epidemie „czarnej śmierci”- dżumy bardzo często i to w różnych skalach. Kracik bardzo ciekawie ukazuje fale epidemii nawiedzające Kraków głównie w średniowieczu. Np. w 1360 r. zaraza pochłonęła 20000 ofiar w samym tylko Krakowie. Podejmowano różnorakie, czasami trafne, a innym razem śmieszne i chybione z dzisiejszej perspektywy, próby chronienia się przed tą chorobą. Ciekawe jest to, że dopiero pod koniec XIX wieku wykryto bakcyla dżumy. Jego głównym sposobem przenoszenia się były prawdopodobnie pchły, które przechodziły ze szczurów na ludzi. Do dziś jednak nie wszystko jeszcze wiadomo. Wobec dżumy, tak jak i dzisiaj wobec Covid-19, ludzie zajmowali różne postawy. Bardzo ciekawym rozdziałem w książce jest opis postaw religijnych, które rodziły się w czasach zarazy.

Czytaj dalej…

« Starsze posty Nowsze posty »