Gdynia Chylonia ul. św. Mikołaja 1, tel. 58 663 44 14

Kategoria: Po drodze – blog ks. J. Sochy (Strona 8 z 35)

Chciałbym zapamiętać to, co dzieje się „po drodze” w moim życiu, a przez zapisywanie i dzielenie się ową pamięcią z innymi, pragnę stać się świadkiem Tego, który jest ze mną na drodze życia. Owego „po drodze” nie rozumiem jako określenia wskazującego na przygodność, czy też przypadkowość, ale raczej rozumiem je jako przestrzeń, czy też scenę dla wydarzeń.

Dzisiaj mało kto,  spośród polityków i liderów myśli w ten sposób

 
     Wobec zamętu, który dzieje się wokół wyborów 2023, w kontekście ogromnego napięcia związanego z konfliktem w Izraelu i Palestynie, wracam do proroczego myślenia papieża Franciszka z „Evangelii Gaudium”: „Nie potrzebujemy projektów przygotowanych przez niewielu i adresowanych do niewielu, do mniejszości oświeconej, która chce przejąć monopol na wyrażanie zbiorowych uczuć narodów czy społeczeństw. Chodzi o porozumienie, by żyć razem, chodzi o pakt społeczny i kulturowy.” (EG, 239).
 

O cudzie w Parku Kilońskim, czyli o Marku, który nie szuka już puszek

 
   Poprzez pewnego psychoterapeutę otrzymałem list od Marka. List mnie wzruszył. Niech będzie umocnieniem dla wszystkich wolontariuszy z Zupy Chylońskiej i dla tych, którzy wspierali i wspierają to dzieło. Oto jego fragmenty:
„Jestem Marek. Mam 54 lata. Od 34 lat jestem alkoholikiem, a od 20 lat bezdomnym. Moje życie to było tylko picie, ćpanie, kradzieże i pobicia. Byłem dwa lata w więzieniu. Spałem na klatkach, w lesie, wszędzie gdzie się dało. Codziennie żebrałem o pieniądze na picie. Nie mam też rodziny. Nie chciało mi się żyć. Kilka razy próbowałem odebrać sobie życie, ale nie miałem siły.
      Pewnego razu śpiąc w parku (chodzi o Park Kiloński – JS), w krzakach obudził mnie chłopak i zaprosił na zupę. Nie chciałem iść, ale on mi ją przyniósł i siedział razem ze mną. Długo gadaliśmy. Pamietam, że go wtedy okłamałem, że straciłem rodzinę w wypadku i jestem bezdomny. On mnie przytulił i zaprosił na następną sobotę. Byłem na tej zupie co tydzień. Co tydzień ten chłopak ze mną rozmawiał i za każdym razem pytał, czy może się za mnie pomodlić. Ja nie chciałem, ale on co tydzień, znowu i znowu pytał, co mnie denerwowało, aż dla świętego spokoju zgodziłem się. Poszliśmy na trawkę. On położył mi rękę na plecach i się zaczęło coś dziwnego ze mną dziać. On modlił się i zaczął nagle mówić po kolei moje najgorsze grzechy, które mam i że Jezus już dawno mi je przebaczył. Nie wiem skąd on wszystko wiedział, bo nikomu o tym nie mówiłem. Szczególnie o intymnych sprawach. Kiedy to mówił, w miejscu gdzie miał rękę czułem jakby moje serce się paliło i zacząłem mocno płakać. Płakałem i przypomniałem sobie cały ten syf, co narobiłem. Dzisiaj wiem, że mówił przez niego Jezus. Dzisiaj wiem, że był taki uparty, bo przysłał go Jezus, do mnie pijaka.
      Nie zapomnę tych jego oczu i twarzy. Dzisiaj jestem w ośrodku od uzależnień. Od 3 lat nie piję. Od 3 lat, kiedy ten chłopak się za mnie modlił i kiedy powiedziałem Jezusowi, że chcę zmienić swoje życie. Jestem szczęśliwy ….
Dziękuję i że Marek nie szuka już puszek tylko Jezusa i że czasem mu się udaje”.

Człowiek jak ogień, wyspa, półwysep i most

 
     Holy Island to miejsce, które w wyniku przypływów i odpływów Morza Północnego bywa przez kilka godzin półwyspem, a przez następnych kilka godzin jest miejscem odciętym od lądu. Mieszka na niej niewielka liczba ludzi, głównie rybaków i tych, którzy żyją z turystyki. Przez kilkanaście lat mieszkał w tym miejscu David Adam, duchowny anglikański. W jednej ze swoich książek zauważa, że Holy Island jest świetnym obrazem zdrowego życia duchowego. Człowiek zdrowy powinien przez jakiś czas „być wyspą”, by przez następne dni być zdolnym żyć w połączeniu i kontakcie z innymi. Taką właśnie osobą był św. Kutbert (ang. Cuthbert). Przepiękna postać z VII wieku. Św. Beda pisze o nim, że był zapalonym ogniem miłości do ludzi. Właśnie na Holy Island uczył się bycia wyspą i półwyspem, by następnie być ogniem. Wczoraj, 4 września w Liturgii wspominaliśmy w Anglii, zarówno w Kościele rzymsko-katolickim, jak i w Kościele anglikańskim, przeniesienie jego ciała do katedry w Durham, a więc on jest też mostem łączącym ludzi z różnych Kościołów. Miałem okazję przekonać się o tym podczas nieszporów w Durham, w których uczestniczyli ludzie z różnych światów kościelnych spotykając się przy jego grobie. Dzisiaj zaś na Holy Island, idąc jego śladami,  odkrywałem tajemnicę balansu między byciem wyspą i półwyspem.
Sw. Kutbercie módl się za nami.
 

Ruda, irlandzka zakonnica

 
      Briege McKenna, jako młoda siostra zakonna usłyszała: „z powodu choroby reumatoidalnej dalsze życie spędzisz na wózku inwalidzkim”. Ku swemu zaskoczeniu została cudownie uzdrowiona podczas modlitwy. Co więcej, ku jeszcze większemu swemu zaskoczeniu zaczęła prowadzić rekolekcje dla księży na całym świecie. Bóg obdarzył ją hojnie darem modlitwy o uzdrowienie, darem proroczego obrazu dla osoby, z którą się modli. Przy tym wszystkim jest zwyczjana, prosta, ze świetnym poczuciem humoru.
      Opowiedziała nam ciekawą historię, którą przeżyła w Belfaście. Poszła modlić się z katolikami i protestantami o pokój, co już było niezwykłe, że te dwie grupy spotkały się razem w czasie, gdy miasto było opanowane przez podział i nienawiść. Podczas modlitwy wstawienniczej podszedł do niej mężczyna. Swoim wyglądem przestarszył ją. Był wielki i zarośnięty, „jak Jan Chrzciciel”. Położyła na niego ręce i modliła się, a on spoczął w Duchu Świetym. Ogarnął go wielki pokój, a gdy wstał powiedział s. Bridge, że musi z nim pójść pod ten i ten adres, który przyszedł mu na myśl w czasie tej modlitwy. Wzięła od niego numer telefonu. Sprawdziła, czy adres jest w katolickiej części miasta, gdyż do protestanckiej bałaby się wtedy pójść z nieznajomy człowiekiem, o którym wiedziała tylko to, że ma na imię Artur, jest protestantem i przyszedł do tego kościoła nie wierząc, że katolicy i protestanci w tym mieście mogą się razem modlić, a co gdy zobaczył, wcale mu się nie podobało. Zadzwoniła do niego i poszli razem pod ten adres, nie wiedząc co ich tam czeka. Spotkali tam grupę katolików, którzy modlili się na różańcu o pokój. Gdy się przedstawiła, ucieszyli się, gdy Artur powiedział kim jest, zapadła cisza i w powietrzu czuć było nienawiść. Artur dał świadectwo, co stało się z nim podczas modlitwy i jak Bóg uwolnił go od nienawiści. Okazało się, że ta dziwna para tylko to miała zrobić: dać świadectwo o wyrzeczeniu się nienawiści i powiedzieć, że dopiero wtedy modlitwa o pokój ma sens.
        S. Briege prowadzi rekolekcje kapłańskie zawsze z księdzem, od 2022 roku z ks. Pablo Escriva de Romani Arsuaga, Hiszpanem, który posługuje w Kostaryce.
To był piękny czas: nawrócenia, uzdrowienia, sakramentów, Namaszczenia Chorych i Eucharystii, a przede wszystkim Kapłaństwa. To czas powrotu do Źródła.
       Bardzo tych rekolekcji potrzebowałem.
 

Piękny i wstrętny

 
       Właśnie taki był mecz, który dzisiaj objerzałem w moim ulubionym zakątku Anglii, czyli na północnym-wschodzie. Piękny w atmosferze, którą stworzyli kibice i wstrętny w porażce, którą poniósł Newcastle mimo początkowego prowadzenia i późniejszego grania w przewadze, 11 przeciwko 10, po czerwonej kartce piłkarza Liverpoolu Van Dijka.
    Fenomen piłki nożnej wciąż mnie zadziwia, a potwierdza to nowa, świeżutka książka Michała Okońskiego „Stałe fragmenty. Piękny i wstrętny. Opowieści o dwóch twarzach futbolu”. Autor ma niezwykły talent do pisania o piłce. W Polsce chyba tylko Stefan Szczepłek pisze równie ciekawie na ten temat.
 

 

Ziemia – mała, bezcenna, jasnoniebieska kropka życia w ciemnym wszechświecie

 
      Instalacja, którą spotkałem w pięknej katedrze w Durham pozwala na stanięcie w innej perspektywie. Można zobaczyć naszą planetę tak, jak ją widzą satelity i kosmonauci od 1972 roku. Twórcą tego dzieła zatytułowanego „Gaia” jest Luke Jerram, artysta i członek Królewskiego Stowarzyszenia Astronomicznego. Znalazłem też ciekawy opis: „Ziemia wisząca w ciemnej pustce przestrzeni kosmicznej wydaje się wyizolowaną, bezcenną i delikatną wyspą życia. Z dystansu jest jak jasnoniebieska kropka”. Wzrusza mnie jednak najbardziej to, że mogę tę instalację zobaczyć w przestrzeni sakralnej, gdzie ludzie nie tylko zwiedzają, ale i modlą się regularnie np jutrznią i nieszporami, gdzie patrzą na Ziemię „oczyma” wiary.

Kłótnia i…

 
       Pokłócili się z jakiegoś błachego powodu. On zdenerwowany chciał wyjść do sklepu, by odetchnąć i wtedy dostał ataku serca. Zmarł. Dotąd byli zgodną, dobrą parą, żyli w szczęsliwym małzeństwie od wielu lat. Po śmierci męża ogarnęła ją ciemność i wyrzuty sumienia oraz brak przebaczenia samej sobie tego, że on zmarł po tej głupiej kłótni. Kiedy to opowiedziała psychoterapeucie, on zapytał : „Proszę Pani, gdyby mąż stanął teraz przed Panią, to co by mu Pani powiedziała?”. Ona: „że go kocham i że żałuję tej kłótni”. Na co terapeuta: „czy jest Pani osobą wierzącą, czy wierzy Pani w świętych obcowanie?”. „Tak” – odpowiedziała. „No to niech mu Pani to teraz powie”.
     Tę historię przeczytałem w jednym z tekstów teologicznych Ronalda Rolhesiera. Lubię ten rodzaj teologicznego spojrzenia , który dotyczy życiowych, codziennych spraw.

Spisek Boga i natury

 
     Ronald Rolheiser napisał niedawno o tym, że był kiedyś uczestnikiem pogrzebu mężczyzny, który zmarł mając 90 lat. Jego syn, ksiądz katolicki, zastanawiał się w holmilii pogrzebowej, nad tym dlaczego jego ojciec żył tak długo? Odpowiedź zawarł w stwierdzeniu, że tata był „zbyt silnym” i Bóg potrzebował ostatnich lat jego życia, by przejść z nim drogę „osłabienia” i uzdolnienia w pójściu ku postawie dziecięctwa Bożego, którego jednym z aspektów jest zdolność do proszenia o pomoc. Ta zdolność-postawa jest kwestią wyboru lub poddania się.
    Kanadyjski teolog napisał: „Bóg i natura zawsze spiskują razem, aby nauczyć nas tego, że nie jesteśmy samowystarczalni”.

Sytuacja awaryjna

 
       Pewien maszynista czeski wyszedł z pociągu podczas postoju i poszedł do toalety . W tym czasie pojazd ruszył i przez kilkanaście minut jechał bez kierującego. Ta sytuacja stała się podstawą dla scenariusza nowego film Jiriego Havelki zatytułowanego „Sytuacja awaryjna”. Już dawno nie słyszałem tak wielu salw śmiechu w kinie. Dobra, mądra, czeska komedia. Dla mnie nie jest ona jedynie satyrą na wady współczesnych Czechów. Ów pociąg to część świata, w której i wokół której dzieją się przeróżne rzeczy. Ciekawe, że sytuacja awaryjna wywołuje w ludziach odwagę mówienia o swoich słabościach i wadach, jakoś ich łączy, każe im się słuchać, buduje więzi. Są oczywiście i tacy dla których ten kryzys jest przyczynkiem do robienia kariery politycznej czy zdobywania popularności medialnej.
      Dobrych kilka lat temu czytałem tekst hiszpańskiego biskupa, który porównał współczesny świat do pociągu jadącego w szalonym tempie i to na oślep. Ów biskup napisał, że chrześcijanie są ludźmi, którzy powinni z tego pociągu wyskoczyć, rozpalić przy torach ognisko i tańczyć wokół niego, tak by inni pasażerowie zostali pociągnięci do przyłączenia się do owego tańca. Film, który dzisiaj obejrzałem nie wzywa do opuszczenia pociągu. Można przejść przez kryzys-sytuację awaryjną nie odrzucając świata i ludzi.
« Starsze posty Nowsze posty »