Gdynia Chylonia ul. św. Mikołaja 1, tel. 58 663 44 14

Kategoria: Po drodze – blog ks. J. Sochy (Strona 6 z 30)

Chciałbym zapamiętać to, co dzieje się „po drodze” w moim życiu, a przez zapisywanie i dzielenie się ową pamięcią z innymi, pragnę stać się świadkiem Tego, który jest ze mną na drodze życia. Owego „po drodze” nie rozumiem jako określenia wskazującego na przygodność, czy też przypadkowość, ale raczej rozumiem je jako przestrzeń, czy też scenę dla wydarzeń.

„Złoty ptak” czyli bajka dla seniorów oraz potrzeba myślenia symbolicznego

 
   Nie wystarczy racjonalny sposób pojmowania świata i badania go, a myślenie symboliczne nie jest przywilejem dzieci, poetów czy osób niezrównoważonych psychicznie. Symboliczne myślenie jest niezbędną częścią ludzkiego życia. Ono wyprzedza język i rozumowe rozprawy. Symbol ujawniania pewny aspekt rzeczywistości, jej głębie. Tylko symbol uzdalnia nas do ogarnięcia Tajemnicy, co potwierdza nam język Biblii, Ojcowie Kościoła, wielcy mistrzowie życia duchowego, a także pisarze bajek.
    W minioną środę poznawałem wraz z „mikołajowym” Klubem Seniora tajemnicę życia poprzez bajkę braci Grimm zatytułowaną „Złoty ptak”. Ona uruchamia w człowieku myślenie symboliczne i dotyka tego, czego myślenie racjonalne nie potrafi. Rytm owej bajki, jej harmonia, liczne powtórzenia oraz m.in. postać lisa są przepięknym przykładem jak język symboliczny może nas poruszać do głębi.
 

Schodzenie z góry z Jonaszem i takie tam inne

 
 
        Podczas wyjazdu w Bieszczady miałem okazję schodzić z jednej z gór wraz braćmi: Tobiaszem, Jonaszem, Samuelem i Joachimem oraz z ich rodzicami: Gosią i Pawłem. To były bardzo pouczające chwile, budzące mój podziw dla rodzciów. Jonasz, przeżywa właśnie czas eksplozji pytań. Musiałem zmierzyć się z dzisiatkami pytań, m.in. chociażby z takim: czym się różni kamień od cegły? Tak jak wiele pytań zadawał mi Jonasz, tak wiele było przeżyć na naszym kilkudniowym wyjeździe. Chyba pierwszy raz doświadczyłem piosenkowej prawdy, że „w górach jest wszystko”. Piękna pogoda i oberwanie chmury z burzą; sport i świetny koncert Łukasza Nowaka, jazda wąskotorówką, cisza i gwar….i tak w nieskończoność jak Jonasz 🙂
      Nade wszystko były rozmowy, wspólne bycie, śmiech i poważne debaty; dzieci, młodzież i dorośli w jedności Ducha 🙂, czyli Szkoła Ewangelizacji Magnificat, a nawet szerzej po prostu Kościoł jaki kocham.
 

Zwycięstwo i nadzieje

 
   Dzisiaj „Sroki” z Newcastle pokonały Nottingham Forrest 2:0 w pierwszym meczu nowego sezonu. Na stadion przyszło ponad 52 tys. ludzi . Przepiękną, pierwszą bramkę strzelił Fabian Schar.
Na trybunach zawisł wielki, kolorowy baner z napisem: „Powstaje jutrzenka, powstał nowy dzień, jest nowe życie dla Newcastle United w nowym sezonie”. Ciekawe, że kibice używają języka religijnego bardzo podbnego do tego, którego dzisiaj rano doświadczyłem w pięknej katedrze w Durham. Otóż przy grobie św. Bedy umieszczono cytat z jego komentarza do Apokalipsy: „Chrystus, Gwiazda Poranna, gdy noc tego świata zanika, przynosi swoim świętym nadzieję światła Życia i rozpoczyna niekończący się dzień”.
    Na stadionie były dzisiaj: śpiewy, braterstwo, emocje, gesty i zaangażowanie. Widać jak ludzie bardzo tego potrzbują. Znam osoby, które układają swoje życie, także rodzinne, według terminarza Premier League. Można powiedzieć, że szukają swoich nadziei, ale nawet najlepsza liga, ta angielska, może im dać „małą” nadzieję. O tę przez duże „N” trzeba pytać takich ludzi jak św. Beda.
   Mecz dzisiaj był piękny, a sezon zapowiada się bardzo ciekawie. Być może „Sroki” powalczą wreszcie o pierwsze miejsca.
 
 
PS  Dziękuję rodzinom „barankowym” za prezent – bluzę, którą mogłem wziać ze sobą na mecz.
 

Turysta czy pielgrzym?

 
        Jedną z rzeczy, która odróżnia turystę od pielgrzyma jest to, iż ten pierwszy zwyczajnie przechodzi przez miejsca, natomiast ten drugi pozwala miejscom i ludziom „przechodzić” przez niego, zmieniać go, wpływać na niego i „dotykać” go. Tę myśl zaczerpnąłem od Ian’a Bradley’a, który jest profesorem w St. Andrews i napisał ciekawą książkę o pielgrzymowaniu po jednym z rejonów Szkocji (The Fife Pilgrim Way). Trzeba przyznać, że wspomniany autor związał się z niezwyklym miejscem. W Średniowieczu było to trzecie miejsce pielgrzymkowe w Europie. Pielgrzymowano tu do wielkiej katedry, w której przechowywano relikwie św. Andrzeja Apostoła. Dzisiaj, po katedrze, zostały tylko ruiny, a wielu ludzi przyjeżdża tu ze względu na słynne pola golfowe, podobno najstarsze na Wyspach.
       Nigdy golfem się za bardzo nie intersowałem, odwiedziłem piękne St. Adndrews ze względu na ludzi, historię i urok miejsca. Mam nadzieję, że byłem tam pielgrzymem, a nie turystą. Miejsce to odnlazłem spotykjąc się wcześniej z lekturą tekstów i nagraniami konferencji Toma Wright’a, który wykłada w St. Andrews, a wczesniej był biskupem w Durham. Czytałem podczas pielgrzymowania „Dobrą Nowinę” świetną jego książkę, wydaną przez krakowskie WAM.

Ennio

 
      Oklaski w kinie to rzadkość! Oklaski po filmie dokumentalnym to wielki wyjątek.  A jednak stało się  to niedawno po wymagającym, długim filmie dokumentalnym. „Ennio” to piękna historia wielkiego kompozytora Ennio Morricone. Podnosi na duchu. W tle życia kompozytorskiego można zobaczyć szczęśliwe małżeństwo z Marią.
    To,  z czym wyszedłem z kina, to nade wszystko wielkość dzieła Ennio Morricone. Jest w tym coś z wielkiego, stwórczego ognia Boga, który zapalił tego człowieka.
     Jeden z bohaterów filmu mówi wprost, że jesli ktoś nie poznał nigdy Boga, to ma szansę odkryć go w muzyce Ennio Morricone.

Jeśli Jezus Chrystus zmartwychwstał, to cała reszta to rock’n’roll

         Tom Wright, jeden z moich ulubionych współczesnych myślicieli, opowiada o następującym wydarzeniu. Otóż, taksówkarz, który wiózł go w strasznym korku, patrzył na swego pasażera z rozbawieniem i współczuciem. Po pewnej chwili namysłu zapytał o to, czym się zajmuje. T. Wright odpowiedział, że jest duchownym, biskupem anglikańskim i … rozpoczęła się dyskusja o różnych problemach w życiu chrześcijan i Kościołów. W pewnym momencie taksówkarz, jak się okazało osoba wyznania rzymskokatolickiego, stwierdził: „jeśli Bóg wskrzesił Jezusa Chrystusa z martwych, to cała reszta to w zasadzie rock’n’roll”. Geniusz. Pomyślał o spotkanym taksówkarzu T. Wright.

Samobójstwo i nasze błędy w jego rozumieniu

         Samobójstwo to temat często źle rozumiany, dlatego warto o nim mówić i pisać. Dzięki ks. Ronaldowi Rolheiserowi, kanadyjskiemu teologowi katolickiemu, mogę znów powtórzyć sobie i innym cztery ważne sprawy[1]:

   Po pierwsze, samobójstwo jest chorobą i to być może najbardziej niezrozumianą. Mamy tendencję do myślenia o śmierci samobójczej jako  czymś dobrowolnym, w przeciwieństwie do śmierci z powodu choroby fizycznej lub wypadku. W przypadku większości samobójstw nie jest to prawdą. Osoba, która umiera przez samobójstwo, umiera podobnie jak ofiara śmiertelnej choroby lub śmiertelnego wypadku. Kiedy ludzie umierają na atak serca, udar, nowotwór, AIDS czy z powodu wypadku samochodowego, umierają wbrew swojej woli. To samo dotyczy samobójstwa, z tą różnicą, że w przypadku samobójstwa załamanie jest bardziej emocjonalne niż fizyczne – udar emocjonalny, emocjonalny rak, załamanie emocjonalnego układu odpornościowego, emocjonalna śmierć. To nie jest analogia. Istnieją różne rodzaje zawałów serca, udarów, nowotworów, załamań układu odpornościowego i śmiertelnych wypadków. Jednak wszystkie mają ten sam efekt; wszystkie one zabierają kogoś wbrew jego woli. Nikt, kto umiera przez samobójstwo, tak naprawdę nie chce umrzeć. Chce tylko skończyć z bólem, którego nie może już znieść. Samobójca podobnym jest do kogoś, kto wyskakuje z płonącego budynku, ponieważ pali się jego ubranie. Czytaj dalej…

O tym jak dzisiaj boli życie

 
         Obejrzałem film Ken’a Loach’a „Nie ma nas w domu”. Nie ma w nim znieczulających środków i oglądanie go boli. To obraz o współczesnej rodzinie z Newcastle, która cierpi i trudno jednoznacznie powiedzieć jaka jest tego główna przyczyna. Na pierwszy rzut oka cierpienie pojawia się z powodu nieludzko ciężkiej pracy, ale myślę, że tych powodów jest dużo więcej.
      Przypomniałem sobie cierpienie Martina Luthera Kinga, który pewnej nocy bardzo się bał z powodów ludzi, którzy grozili mu śmiercią. Obawiał się, że nie podoła byciu liderem, że zawiedzie ludzi, którzy mu zaufali w ważnej walce o równouprawnienie.
      O tamtej nocy lęku napisał: „Wstałem z łóżka i zacząłem chodzić po domu. W końcu poszedłem do kuchni i zagotowałem dzbanek kawy. Byłem gotów się poddać. Z filiżanką kawy stojącą przede mną, ale nietkniętą, próbowałem w taki sposób wymyślić wyjście z tej sytuacji ,  by  nie okazać się tchórzem. W tym stanie wyczerpania, gdy moja odwaga już prawie zniknęła, postanowiłem powiedzieć o swoim problemie Bogu. Z głową ukrytą w dłoniach pochyliłem się nad kuchennym stołem i modliłem się na głos. Słowa, które wypowiedziałam do Boga o północy, wciąż są żywe w mojej pamięci. <<Jestem tutaj i opowiadam się za tym, co uważam za słuszne. Ale teraz się boję. Ludzie oczekują ode mnie przywództwa i jeśli stanę przed nimi bez siły i odwagi, oni też się zawahają. Jestem u kresu moich sił. Nic mi nie zostało. Doszedłem do punktu, w którym nie mogę stawić temu czoła sam>>. W tym momencie doświadczyłem obecności Boga, tak jak nigdy wcześniej Go nie doświadczyłem”.
         Film Ken’a Loach’a nie kończy się happy endem. Bohaterowie nie wiedzą, że mogą zawołać jak Martin Luther King.

Prawda o Chyloni

 
        Dzieją się u nas, w dzielni i w parafii, rzeczy prawdziwe, to znaczy takie, które zmieniają bieg lokalnej, rodzinnej historii, które nie są ściemą, fejkiem czy grą pozorów. Gdy to piszę, to myślę o ludziach związanych ze Stowarzyszeniem Św. Mikołaja Biskupa. Dzisiaj odbył się festyn, który połączył kilkadziesiąt osób, by kwestować dla chorej Gosi. Przygotowanie festynu wymagało dużego wysiłku, ale za to efekt był intersujący, dynamiczny, różnorodny i piękny. Ważniejsze jeszcze od festynu jest codzienne, prawdziwe życie w Placówce Wsparcia Dziennego, Klubie Rodzica czy Klubie Seniora. I choć w niedługiej, bo trzynastoletniej, historii Stowarzyszenia było też wiele trudu i zmagań, to jednak po latach widać jakie to wszystko było i jest prawdziwe!

Tylko to

 
        Istnieje tylko jedna, bezdyskusyjna zasada dotycząca modlitwy: pokaż się, pokazuj się regularnie przed Bogiem. Wzloty i upadki naszego umysłu i serca mają drugorzędne znaczenie.
(Por. R. Rolheiser, Domestic Monastery)
« Starsze posty Nowsze posty »