Dzisiaj żegnałem Joszko Brodę, którego z czwórką dzieci gościliśmy na plebanii po wczorajszym koncercie, który był jak zaczerpniecie świeżej wody ze studni. W pewnym momencie, podczas śniadania, pan Joszko wyciągnął ze słoika wypełnionego wodą liść bluszczu i zagrał na nim jak na najcenniejszym instrumencie, a nasz refektarz stał się salą koncertową. Coś niesamowitego!
Potem były ważne rozmowy o tym, jak istotne jest to co lokalne, bliskie, sąsiedzkie i o zakorzenieniu. Człowiek niezakorzeniony w tym co bliskie i swoje, nie wie kim jest i można go kupić i wykorzystać.
      Kultura sąsiedztwa, dzielnicy, miasta a także specyficzna, świadomie budowana tożsamość parafii tworzą zakorzenienie. Ten, kto zakorzeniony w „tutaj, w swoim” może się otwierać na to co wielkie i globalne. Ten, kto słucha muzyki z liścia bluszczu łatwiej zrozumie symfoników londyńskich czy też Stinga.