W książce Ewy Czaczkowskiej „Kardynał Wyszyński” (Warszawa 2009) znalazłem opis adwentowego listu młodego ordynariusza lubelskiego do księży (z 1948 r) : „Biskup w liście do księży zauważył, że nie brakuje wśród nich dziwnie obojętnych, ciężkich, niewrażliwych na najświętsze słowa, zdolnych tylko do krytyki, dyspensujących się od wszelkiej pracy. Pisał o przejawach kapłańskiej samowoli, niewykonywaniu zarządzeń i dekretów biskupa, a nawet mobilizowaniu wiernych do przeciwstawiania się decyzjom biskupa związanych z tworzeniem i podziałami parafii oraz zmianami personalnymi, których dokonał wiele. Rozluźnienie dyscypliny, demoralizacja, która w czasie wojny dotknęła całe społeczeństwo, jak widać nie ominęła także duchowieństwa… Ubolewał: myśmy się stali „Kościołem siedzącym”, zarośliśmy jak kamień w lesie, zatyło serce nasze, boimy się zmian, choć ciągle biadamy na miejsce zasiedzenia jak Hiob na nawozie. I mobilizował kapłanów:Trzeba nam wrócić do obyczajów apostolskich! Więcej ruchu, więcej wędrówki od wsi do wsi, od chaty do chaty! Niech plebanie nie będą twierdzami niedostępnymi, obrośniętymi krzewami, pośród których trudno znaleźć furtkę! Otwórzcie drzwi! Idą czasy szybkich zmian w świecie. Obyśmy nadążyli za nimi. My synowie „Drogi”, obyśmy nie pozostali w tyle jako te ciury obozowe postępu świata. Mamy przodować wiekom w ślad za Chrystusem” (s. 81-82).

Jakże podobny w swojej treści jest list kard. Wyszyńskiego do przesłania papieża Franciszka, które przez cały pontyfikat kieruje do księży i biskupów.