Strasznie boli to, co dzieje się w Kościele. Ujawnione skandale seksualne z udziałem hierarchów i walka byłego nuncjusza przeciwko papieżowi sprawiają, że Kościół płonie w ogniu grzechu. Jednakże w tym samy czasie, ten sam Kościół, płonie ogniem Ducha Świętego w wielu miejscach. Miałem okazję tego doświadczać w Krakowie, podczas rekolekcji, które prowadził abp Grzegorz Ryś. Rozważał z rekolektantami Pierwszy List do Koryntian i zatytułował swoje rekolekcje: „Wielkie pytania Kościoła”. Słowo Boże poruszało, pocieszało i otwierało nowe przestrzenie. Innym pocieszeniem Ducha była dla mnie ekumeniczna modlitwa, którą przeżyłem w przepięknej katedrze w Durham. Podczas modlitwy wieczornej, w tej anglikańskiej świątyni, modlono się za papieża Franciszka, prosząc Boga o błogosławieństwo na trwającą wtedy pielgrzymkę papieską w Irlandii. Byłem poruszony tą pamięcią duchownego anglikańskiego o papieżu. Duch przekracza granice i pozwala się jednoczyć w Kościele.
Ogień grzechu i ogień Ducha w tym samym czasie, w tym samym Kościele. Przypomina mi się tekst Carlo Carretto, włoskiego księdza, który wiele lat spędził na pustyni algierskiej szukając Boga. Pod koniec życia, a zmarł 1988 roku, napisał książkę „Szukałem i znalazłem”. Było to jego świadectwo życia. Ten doświadczony człowiek pisał m.in. o Kościele, grzechu i Duchu Świętym:
„Jakżeż wywołujesz sprzeciw, Kościele, a jednak, jakże Cię kocham! Ileż sprawiłeś mi cierpienia, a jednak, ileż Tobie zawdzięczam! Chciałbym widzieć Cię zburzonym, a jednak potrzebuję Twojej obecności. Tyle jest w Tobie zgorszenia, a jednak z Ciebie rodzą się święci! Nie widziałem na świecie nic bardziej obskuranckiego, bardziej skompromitowanego, bardziej fałszywego i nie dotknąłem nic bardziej czystego, bardziej szlachetnego, bardziej pięknego. Ileż razy miałem ochotę wyrzucić Cię za drzwi mojej duszy i ileż razy się modliłem, abym umarł w Twoim bezpiecznym objęciu…Nie, nie mogę być wolny od Ciebie, bo jestem jednym z Tobą. A także – dokąd pójdę? Aby zbudować kolejny kościół? Ale nie mogę zbudować drugiego bez tych samych wad, ponieważ są to moje własne porażki, które noszę w sobie. I znowu, jeśli go zbuduję, będzie to mój kościół, a nie Chrystusa. Nie, jestem na tyle dorosły, aby wiedzieć, że nie jestem lepszy od innych. Nie opuszczę tego Kościoła, założonego na tak kruchej skale, ponieważ założyłbym jeszcze jeden na równie wątłej skale – mojego ja. A zatem, jakie są kamienie? Liczy się obietnica Chrystusa, liczy się cement łączący kamienie w jedno – Duch Święty. Jedynie Duch Święty może budować Kościół z kamieni równie nieczytelnych jak my”.