Gdynia Chylonia ul. św. Mikołaja 1, tel. 58 663 44 14

Kategoria: Po drodze – blog ks. J. Sochy (Strona 1 z 34)

Chciałbym zapamiętać to, co dzieje się „po drodze” w moim życiu, a przez zapisywanie i dzielenie się ową pamięcią z innymi, pragnę stać się świadkiem Tego, który jest ze mną na drodze życia. Owego „po drodze” nie rozumiem jako określenia wskazującego na przygodność, czy też przypadkowość, ale raczej rozumiem je jako przestrzeń, czy też scenę dla wydarzeń.

Czy modlitwa za zmarłych ma sens? Kiedy zakończyć modlitwę za zmałą osobę?

 
   Z teologicznej refleksji R. Rolhesiera wypisałem kilka ważkich myśli:
– Modlitwa za zmarłych ma pocieszać żyjących.
– Modlimy się za naszych zmarłych bliskich, aby uzdrowić naszą relację z nimi. Modląc się oczyszczamy to, co wciąż nas boli.
– Modlimy się za zmarłych, ponieważ wierzymy w obcowanie świętych – fundamentalną doktrynę chrześcijańską, która nakazuje nam wierzyć, że między nami a naszymi bliskimi wciąż istnieje żywotny przepływ życia, nawet po śmierci.
– Modląc się za zmarłych, dzielimy z nimi ból adaptacji do nowego życia. Częścią tego bólu adaptacji, który w klasycznym katolicyzmie nazywany jest „czyśćcem”, jest ból porzucenia tego życia. Czyściec to nie geografia, miejsce odrębne od nieba, ale ból płynący z przebywania w niebie, bez całkowitego porzucenia Ziemi.
Bardzo ciekawą refleksją jest też następująca myśl o zakończeniu modlitwy za kogoś zamarłego: ” Z własnego doświadczenia śmierci bliskich, a także z tego, czym podzielili się ze mną inni, wynika, że ​​zazwyczaj po pewnym czasie czujemy, że nasi zmarli bliscy nie potrzebują już naszej modlitwy” (R. Rolheiser).
 

Przymierze losu i przymierze wiary

 
      21 lat temu przyjechałem po raz pierwszy na gdańskie Ujeścisko. Spotkałem tam wielu ludzi, których połączyło przymierze losu, tzn. znaleźli się w tym samym miejscu zamieszkania. W nowej dzielnicy oprócz budynków mieszkalnych, łąk i kilku sklepów, był jedynie dom parafialny i drewniana , bardzo prosta kaplica. Pamietam jedną z pierwszych Eucharystii w lipcu 2004 roku, gdy przez otwarte drzwi kaplicy mogłem zobaczyć pasącą się krowę. Ostatnią jak się poźniej okazało w dziejach Ujeściska 🙂
       Ludziom tam mieszkąjącym nie wystarczyło przymierze losu, dlatego powstała parafia o. Pio (rok 2000), a w niej Wspólnota Betlejem, dokładnie dwadzieścia lat temu. Wczoraj miałem okazję świętować z nimi okragłą rocznicę powstania. Cieszę się, że przymierze wiary , którym jest „Betlejem”, istnieje i działa nadal. Są tam rodziny z dziećmi, osoby samotne, młodzi i starsi. Przymierze wiary pomaga ludziom zmierzyć się z takimi trudami życia z jakimi nie poradzą sobie dobre, ale nie wystarczjące przymierza losu (np szkoła, krąg sąsiedzki, klub piłkarski…).
Nadal z wieloma osobami z „Betlejem” wiąże mnie przymierze wiary, co jest , mimo upływu czasu, czymś bezcennym.
       Wspólnota Betlejem – dziękuję.
 

NIE CHODZI O POMOC, ALE O WSPÓLNOTĘ

O. Innocenzo Gargano w jednym z najnowszych swoich tekstów pisze o adhortacji „Delixi te”:
     Ubodzy są “naszymi”, to kwestia rodzinna. To zmienia wszystko – nie chodzi o pomoc, ale o wspólnotę. Świętość kwitnie właśnie w najbardziej zranionych miejscach, nie w dobrych salonach. Dlatego nie możemy zadowalać się pięknymi słowami, autentyczna miłość potrzebuje konkretnych gestów, jak jałmużna, która staje się znakiem głębszego współdzielenia.
     Papież Leon wzywa nas do osobistej i kościelnej konwersji, aby przestać szukać wygodnych znajomości z potężnymi, mieć odwagę wydawać się “głupimi” w oczach świata, by stać po stronie ostatnich.
 

IDIORYTMIA potrzebna w Kościele, by nie wygasły charyzmaty i życie parafii, wspólnot i ruchów

 
    O. Innocenzo Gargano odwiedzał 50 lat temu klasztory w Grecji. Zauważył wtedy, że są takie wspólnoty mnichów, które dały sobie przestrzeń wolności, łagodności wobec prawa i respektowały poszanowanie indywidualności w życiu kościelnym. Trzymają się zasady mieszkania w klasztorze i wspólnej modlitwy, a o wszystkim innym decyduje sam mnich, korzystając z rad i rozwagi swojego ojca duchowego. Gargano tak podsumowuje swoją refleksję: ” Jestem wręcz przekonany, że wszyscy zachodni mnisi benedyktyńscy, a zatem nie tylko kameduli, powinni myśleć o czymś podobnym, ponieważ stoimy w obliczu znacznie szerszego i bardziej zabójczego kryzysu, jakiego doświadczył monastycyzm grecki w tamtych stuleciach, z powodu stopniowego spadku liczebności naszych mnichów. Dziś, w czasach postmodernistycznych, grozi nam prawdziwe wygaśnięcie charyzmatu, który był tak ważny w dziejach Kościoła zachodniego”.
    Powyższa zasada, o której pisał o. Gargano nazywa się idiorytmią. W swoich publikacjach o. Gargano pokazuje jak obecna jest ona w całej tradycji chrześcijańskiej. Warto zauważyć, że oparł się na niej papież Franciszek w swoim myśleniu o całym Kościele w adhortacji „Amoris Laetetitia”.
Gdzie dzisiaj potrzebna jest zasada idiorytmii? Po pierwsze we wszelkim życiu wspólnotowym w Kościele oraz w teologii moralnej. O. Gargano cytuje bardzo ciekawą refleksję G.I. Mantzaridisa, jednego z prawosławnych teologów: „Ścisłe przestrzeganie kanonów Kościoła nie służy w pewnych okolicznościach jego celowi, jakim jest zbawienie wiernych. Kanony, ze względu na swój ogólny charakter, nie mogą rozwiązać ani uregulować osobistych trudności lub kwestii, które wymagają szczególnego (powiedzielibyśmy spersonalizowanego) rozwiązania. W takich przypadkach Kościół, nie znosząc ani nie odwracając swoich kanonów, porządkuje i reguluje sprawy w duchu łagodności (epieikeia) i protekcjonalności (sygkatabasis), zawsze dążąc do swojego trwałego celu, zbawienia ludzkości”.
     Wydaje się, że od zmierzenie się i wprowadzenia idiorytmii będzie zależało czy zakony, zgromadzenia, parafie, wspólnoty np neokatechumenalne, oazowe i charyzmatyczne oraz ruchy i grupy będą rozwijały się czy też będą gasły.
 
 

Chce się żyć..z takimi ludźmi

 
     Jest taka wspólnota w Gdańsku, która „kipi” życiem. Małżeństwa z dzieciakami, które spotykają się, by wielbić Boga, ewangelizować i po prostu żyć. Okazuje się, że „razem lepiej”. Na wyjeździe w Swarzewie było nas grubo ponad 100 osób. Są na pewno Kościołem żywym, tętniącym relacjami, mającym pytania, wielbiącym Boga piękną wspólnotową modlitwą, formują się na poważnie, przeżywają swoje wzloty i upadki. Są prawdziwi.
    Podczas dni skupienia rozważaliśmy i rozmawialiśmy m.in o złożoności życia ludzkiego. Jak to dobrze zobaczyć razem, że nie jesteśmy prości, życie nie jest czarno białe, prawo, nawet religijne nie jest stanie opisać konkretnej historii ludzkiej, ale na szczęście mamy sumienie i jego prymat no i Boga, który daje Ducha, nie dla życia idealnego, ale takiego jakim ono jest.
    Czytałem z nimi trochę tekstów papieża Franciszka w tym „Amoris Laetitia”. Jest tam napisane: „Kościół jednak nie jest urzędem celnym, jest ojcowskim domem, gdzie jest miejsce dla każdego z jego trudnym życiem” (AM 310)
     Efraim Rodziny dziękuję !
 

Prorok Biblii

    Starty Testament opowiada historie dwóch rodzajów liderów: proroków i królów. Ci drudzy nieustannie walczyli między sobą, prowadzili wojny z wrogami zewnętrznymi lub stawali wobec wrogów wewnętrznych. Królowie mieli władzę i o nią walczyli. Prorcy byli liderami innego rodzaju. Często wcale nie chcieli nimi być lub nawet nie wiedzieli że nimi są. Mieli jednakże wielki wpływ na ludzi. Ich liderowanie zmieniało życie innych. Jak pisze Jonathan Sachs, jeden z proroków naszych czasów : „nie wszyscy mamy władzę, ale wszyscy mamy wpływ, bez względu na to, czy tego chcemy, czy nie”.
   W minionych dniach przyjechał do Gdańska o. Krzysztof Wons. Prorok, który mówiąc o Biblii, zmienia życie wielu ludzi. Warto posłuchać w jaki sposób i co mówi o Biblii:
 

Albania na deser

   Pięć lat temu zaprosiliśmy kilkudziesięciu młodych, którym chcieliśmy towarzyszyć na drodze wiary, do zaprzyjaźnienia się z wybranymi chrześcijańskimi małżeństwami. Na zakończenie tego doświadczenia, po drodze którego było Bierzmowanie, pojechaliśmy do Albanii. Był to dobry czas dla nas dorosłych i dla młodych, którzy wchodzą w dorosłość. Spotkania z Albańczykam, z rodzinami z misji, piękno przyrody, gościnność ks. Mateusza, polskiego księdza pracującego w Albanii i otwartość seminarium Redemptoris Mater w Lesha, okazały się czymś wspaniałym. Spotkaliśmy też historię cierpienia chrześcijan albańskich z czasów komunistycznej dyktatury. Chyba najbardziej dotknęło mnie świadectwo o Marii Tuci, młodej Albance, która zmarła po strasznych torturach. Została m.in. wrzucona do worka, w którym był kot. Ten zwierzak bity przez oprawców atakował Marię. Oszpecona, cierpiąca, obolała powiedziała tuż przed śmiercią, że umiera wolna. Innym poruszającym świadectwem było spotkanie pięciu rodzin ( 3 włoskich, jednej z Ameryki Środkowej i jednej z Hiszpanii) oraz dwóch samotnych kobiet, którzy tworzą wspólnotę katolików w takim rejonie Tirany, gdzie nie ma żadnego kościoła. Spotykają się w wynajętych budynkach przystosowanych do celów duszpasterskich i są żywym znakiem życia chrześcijańskiego.
  Wracamy z Albanii poprzez Wieczne Miasto, gdzie „posmakowaliśmy” Jubileuszu odwiedzając m.in grób papieża Franciszka.
   Są w Kościele źródła życiodajne. Postcresima na pewno jest jednym z nich.

Gdzie w Gdyni można odżyć ?

 
     Dzwoni Ryszard: Czy mógłbyś przyjść na nasze spotkanie? Będziemy mieli pierwszą rocznicę zaistnienia.
– Postaram się. Już wiem, że będę musiał przesunąć tego dnia swój dyżur w konfesjonale, w dolnym kościele, ale gdy zrobię to trochę wcześniej, to świat się nie zawali.
    Jest środa, 17 września godz. 17:30. Idę do sali w starej plebanii. Gdy schodzę po schodach dochodzi mnie spory gwar, potem przekonuję się, że jest tam wielu ludzi, ponad 20 osób. Głównie młodzi-dorośli. Zarówno mężczyźni jak i kobiety. Po kilku minutach mam wrażenie dobrej atmosfery i widzę dojrzałe, serdeczne traktowanie siebie nawzajem. Przychodzą obolali , poranieni przez depresję i znajdują miejsce , w którym ożywają.
Anonimowi Depresanci Gdynia, wspólnota kruchych ludzi, która daje życie i ma Ducha.
    Plurimos Annos w dawaniu życia! Dobrze, że jesteście !
 

Jezus śmietnikowy

 
     Mariusz znalazł Jezusa na śmietniku. Pierwsza myśl: zaniosę Go na złomowiec i dostanę forsę na dwa piwa. Zastanowił się jednak i powiedział sobie: nie, przyniosę go na Zupę Chylońską i oddam księdzu. Walka w sercu trwała dobrych kilka tygodni. W końcu jednak „Jezus śmietnikowy” znalazł się w naszej parafii. Ksiądz Zbigniew oddał go Markowi, ten go oczyścił i wypolerował.
  Na jednym ze spotkań Zupy Chylońskiej wielu usłyszało tę historię i byli poruszeni. Po poświęceniu podchodzili i całowali wizerunek Jezusa, który zaprasza do stołu. Zaprasza nie tylko apostołów, ale wszystkich, rownież tych, którzy na codzień zbierają śmieci i z tego tylko żyją.
    Nasz „Jezus śmietnikowy” stał się ikoną Zupy Chylońskiej. Na stałe zawiśnie w piwnicy starej plebanii, gdzie Zupowicze często przychodzą na herbatę i spotkanie. Stał się również wizerunkiem łaską słynącym. Pierwsza łaska miała wartość dwóch piw. Mariusz ich nie kupił i nie wypił, bo Jezus jest ważniejszy.
 

Życie na biało

 
     W tych dniach przeżywam dwie uroczystości, w których ludzie uczestniczą ubrani, odświętnie na biało.
    Pierwsza to ślub Emilii, mojej siostrzenicy i Karola. Piękny, w katedrze oliwskiej, z cudownym weselem w uroczym miejscu, z radością spotkania.
     Druga biała uroczystość to pogrzeb małego Maksymiliana. Chrzciłem go w maju 2024 r. w szpitalu na Zaspie. Ten dzielny wojownik, już wtedy bardzo chory, przeżył kilkanaście miesięcy. Jutro jego pogrzeb z Liturgią w białym kolorze, z żałobnikami ubranymi na biało.
     Chyba biały kolor niesie w sobie wiele tajemnicy. Tajemnicę miłości między mężczyzną i kobietą, i tajemnicę śmierci dziecka.
    Pomódlcie się za cudownych, „białych” nowożeńców i wspaniałych, dzielnych „białych” rodziców Maksia.
 
« Starsze posty