Gdynia Chylonia ul. św. Mikołaja 1, tel. 58 663 44 14

Kategoria: Po drodze – blog ks. J. Sochy (Strona 1 z 30)

Chciałbym zapamiętać to, co dzieje się „po drodze” w moim życiu, a przez zapisywanie i dzielenie się ową pamięcią z innymi, pragnę stać się świadkiem Tego, który jest ze mną na drodze życia. Owego „po drodze” nie rozumiem jako określenia wskazującego na przygodność, czy też przypadkowość, ale raczej rozumiem je jako przestrzeń, czy też scenę dla wydarzeń.

Spotkać, czyli tkać, tym razem było tkanie piłkarskie

 
       Futbol jest okrutny – Michał Okoński wspomniał kiedyś, że będąc w Stanach Zjednoczonych,  jedną z pierwszych rzeczy jaką zrobił było znalezienie miejsca,  gdzie mógłby obejrzeć transmisję telewizyjną meczu swojego Tottenhamu. Szalone prawda? My nie wyjechaliśmy tak daleko, ale spotkaliśmy się w Gdańsku, by obejrzeć mecz klubu, któremu kibicujemy, czyli Newcastle United. Zjechali się ludzie z Trójmiasta, Śląska, Grudziądza, Warszawy i innych miejsc. Na forum internetowym jest nas sporo, ponad 900 polskich kibiców tego zespołu, a na ogólnopolskim spotkaniu było nas dziesięcioro. Skromny, ale dobry początek. Spotkanie było bardzo fajne. Porozmawialiśmy o wspólnej pasji. Zobaczyliśmy siebie. Pośmialiśmy się i powymienialiśmy się informacjami. Pomarzyliśmy o wyjeździe na mecz do Newcastle. No i przede wszystkim obejrzeliśmy piękne zwycięstwo Srok nad Arsenalem 🙂
      To było dobre spotkanie, czyli coś udało się utkać.
 
 

Czy Bóg śpiewa?

 
     Ciekawą intuicję, w związku z powyższym pytaniem, zostawił ks. Józef Tischner w jednym ze swoich tekstów: „Błogosławieństwa są pieśnią, którą śpiewa Bóg, chwaląc swoje stworzenie. W modlitwie to człowiek wyśpiewuje pieśń chwały Bogu, a tu jest odwrotnie. To Bóg mówi: błogosławieni… Błogosławieni, czyli godni zachwytu, naprawdę wielcy i wspaniali. (…) Bóg jak gdyby formułuje przykazania w stosunku do samego siebie, a nie do ludzi. Nie nakazuje: bądź ubogi…, tylko opowiada, czym się zachwycił. Skoro się zachwycił, nie może potępić i – tym samym – w pewien sposób zobowiązuje siebie”. (Przekonać Pana Boga, 206).
    Myśl o Błogosławieństwach, jako pieśni wyśpiewanej nad ludźmi, wróciła do mnie podczas „Kursu Błogosławieni Jesteście”, który przeżyliśmy jako Szkoła Ewangelizacji Magnificat w minionych dniach na Wyspie Sobieszewskiej.
    Wierzę, że pieśń została wyśpiewana zarówno przez Boga jak i przez ludzi.
 

Wierzyć człowiekowi i powrócić do pierwotnego rozumienia grzechu

 
   
      Uwierzyć człowiekowi, który szczerze podchodzi do swojego życia i nie rozumie go tak jak ja.  W takiej sytuacji nie mam prawa, by go sądzić, gdyż jedynym który go rzeczywiście zna jest Bóg.
      Druga ważna sprawa to powrót do patrystycznego, starożytnego rozumienia grzechu jako idolatrii i odejście od scholastycznych rozróżnień w kontekście grzechu. Popełniam grzech nie tyle gdy przekraczam prawo, ile gdy coś lub ktoś staje się moim idolem.
     Z takimi dwiema myślami wracam z Eucharystii i spotkania z o. Innocenzo Gargano u kamedułek w Rzymie.
 
    .

Czy Bóg istnieje? Kogo słuchać kiedy szukamy odpowiedzi?

 
     Jonathan Sachs opowiadał kiedyś anegdotę o tym, co się stało w 1990 roku, gdy został on wybrany na głównego rabina Wielkiej Brytanii, a George Carey został arcybiskupem Canterbury. Otóż okazało się , że łączy ich kibicowanie Arsenalowi. Ktoś z kibiców zaproponował im gościnę w jednej z loży na stadionie tego klubu podczas meczu. Kiedy razem przybyli na stadion przedstawiono ich kibicom. Wielu było przekonanych, że tego wieczoru Arsenal będzie miał „wpływy” w niebie. Niestety Arsenal grał przeciwko Manchesterowi United i poniósł srogą porażkę, niepamiętną od 63 lat. Wynik brzmiał 2:6. Następnego dnia jedna z gazet w Anglii skomentowała: jeśli nowy arcybiskup Canterbury i nowy rabin naszego kraju nie mogą „załatwić” zwycięstwa Arsenalowi, czy nie oznacza to, że Bóg nie istnieje? Następnego dnia, ta sama gazeta, opublikowała odpowiedz Jonathana Sachs’a: Nie oznacza to, że Bóg nie istnieje. Raczej oznacza, że tego wieczoru Bóg kibicował Manchesterowi United. 🙂
   Powyższą anegdotę zaczerpnąłem od jednego z tych ludzi, których otrzymaliśmy w naszych czasach jako autorytety, którym warto zadawać ważne, fundamentalne pytania. Dla mnie Jonathan Sachs to niezwykła, ważna osoba. Film, który zamieszczam, z polskimi napisami, to przepiękny wywiad z Sachsem, laureatem nagrody Tepletona. W tym nagraniu pada pytanie o istnienie Boga w kontekście tego, co wydarzyło się w Auschwitz. Sachs wspominając swoje odwiedziny w tym miejscu mówi: odkryłem, że Bóg był tam w słowach Tory: „nie będziesz zabijał”, „nie będziesz uciskał obcego i przybysza”, „krew twojego brata woła do mnie z ziemi”. Bóg przemawia, a człowiek nie słucha i mimo tego Bóg nie odbiera ludziom wolności. On powołał nas do odpowiedzialności.

Kibicowanie z „i”

 
       O.. Jacek Salij miał powiedzieć, że w katolicyzmie najważniejszym słowem jest „i”. Tak właśnie się stało w moim „katolickim” podejściu do kibicowania. Miałem bowiem okazję być zarówno na meczu Newcastle United jaki i Sunderland AFC. Niektórzy porównują ich relacje do trójmiejskich,  między tymi, co lubią barwy biało-zielone i tymi, co żółto-niebieskie. Warto przekraczać te podziały właśnie poprzez „i”. Mi się udało, a oba mecze drużyn z północnego-wschodu Anglii okazały się, ku radości wielu, zwycięskie (1:0).
     Ciekawostką muzyczną w tych spotkaniach jest to, że w Sunderland kibice śpiewają do muzyki z piosenki Presleya, a w Newcastle słuchają, zawsze na początku spotkania,  „Going home” autorstwa Dire Straits. Ciekawostką zoologiczną jest, iż jedni mają przydomek Sroki, a drudzy Czarne Koty.
    Przekonałem się, że w przypadku księdza owo „i” w podejściu do klubów piłkarskich, jest dosyć ważne, gdyż w parafii, w której spędzałem wakacje, na Liturgię przychodzili ludzie , którzy kibicowali jednemu lub drugiemu z tych klubów, a miejscowy proboszcz oczywiście ogłaszał, że „Father Jacek” jedzie na mecz lub właśnie z niego wrócił 🙂 Mogłem więc ucieszyć zarówno tych, którzy przyszli na Eucharystię w biało-czerwonych barwach, jak i tych, którzy przyszli biało-czarnych. Małe „i”, a tak dużo znaczy, nawet gdy chodzi tylko o piłkę nożną, czyli najważniejszą z najmniej ważnych spraw.
 

Modlitwa Godzin, czyli o byciu cząstką czegoś większego

 
       Ciekawe, a dla mnie inspirujące, wprowadzenie do Nieszporów znalazłem w jednym z moich ulubionych miejsc do modlitwy, czyli w katedrze w Durham. Oto, co przekazano wielonarodowej, pochodzącej z różnych Kościołów, grupie pielgrzymów i turystów gromadzących się wraz z lokalnymi chrześcijanami wyznania anglikańskiego na wspólnej modlitwie:
       Nieszpory w katedrze w Durham są maleńką cząstką w wielkim dziele oddawania Bogu chwały, które dzieje się wśrod chrześcijan o każdej godzinie dnia i nocy w wielu zakątkach Ziemi. Kiedy przychodzisz tutaj na Nieszpory, to znaczy że wkraczasz w dialog już dawno rozpoczęty – dialog pomiędzy Bogiem a człowiekiem, którego początek nastąpił na długo zanim się urodziłeś i który będzie trwał również po twojej śmierci. Nie bądź więc zdziwiony, że nie wszystko od razu zrozumiesz, wkraczasz bowiem do strumienia uwielbienia, który już płynie i będzie płynąć aż do końca czasu. Jesteś tu jednym z wielu, którzy wielbią Boga na Ziemi i w niebie.
 
 

Pojechać w tam, gdzie nie ma zasięgu, by „pożyczyć” cud od dzieci i przyrody

 
       Pewien mędrzec, około tysiąc dwieście lat temu, ubolewał: „zbyt długo żyłem tam, gdzie można było mnie osiągnąć!”. To było na długo przed pojawieniem się telefonów komórkowych, Internetu, komputerów i mediów społecznościowych. Cieszę się, że są jeszcze takie miejsca, gdzie można być poza zasięgiem. Tak było w minionych dniach, gdy ze Szkołą Ewangelizacji Magnificat pojechaliśmy do Nasicznego, w Bieszczadach. Były wspólne wędrówki, śpiewanie przy ognisku, gra w siatkówkę, pływanie w basenie, wspólna Eucharystia i wiele innych pięknych doświadczeń. One wywoływały coś bardzo cennego – zadziwienie. Właśnie odpoczynek ma taki m.in. cel- wywołać zadziwienie. Gdzie ono jeszcze jest? John Shea, amerykański pisarz , teolog i myśliciel, twierdzi, że można je dzisiaj jeszcze „pożyczyć” od dzieci i przyrody. Dzieci, było w naszej ekipie wyjazdowej wiele. Zadziwiały nas wielokrotnie, a przyroda? Była przepiękna i olśniewająca.
 

 

 

Marnotrawny Bóg

 
    Dlaczego mamy 90% komórek mózgowych, których nie wykorzystujemy i dlaczego natura co sekundę rozrzuca po całej planecie miliardy nasion praktycznie wszystkiego, z których tyko niektóre owocują? A jeśli życie jest tak marnotrawne, co to mówi o Bogu, jego autorze?
    Bóg, co można zauważyć w przyrodzie jak i w Piśmie Świętym, jest hojny, przesadnie rozrzutny, ekstrawagancki, przebogaty i nazbyt cierpliwy. Jeśli wierzyć naturze, Pismu Świętemu i doświadczeniu, Bóg jest absolutnym przeciwieństwem wszystkiego, co jest skąpe, oszczędne, wąsko wyrachowane lub oszczędne. Bóg jest marnotrawny.
    Słowniki definiują „marnotrawnego” jako „rozrzutnie ekstrawaganckiego i hojnie obfitującego” i te słowa z pewnością opisują Boga, którego Jezus wciela i objawia. Widzimy to w przypowieści o siewcy. Bóg – siewca wychodzi siać i rozsiewa swoje ziarno hojnie, niemal rozrzutnie, wszędzie – na drodze, między skałami, między cierniami, na glebie złej i żyznej. Żaden rolnik nigdy czegoś takiego by nie zrobił. Kto marnowałby ziarno na glebę, która nigdy nie przyniesie plonu? Wydaje się, że Bóg nie zadaje tego pytania, lecz po prostu rozsiewa wszędzie swoje nasiona, nadmiernie hojnie, nie kalkulując, czy jest to dobra inwestycja, czy nie pod względem zwrotu. Wydaje się, że Bóg ma nieskończoną liczbę nasion, które może rozsiewać wszędzie i stale. Bóg jest cudowny, wykraczający poza wszelkie wyobrażenia. Wszystko to mówi między innymi o nieskończonym bogactwie, miłości i cierpliwości Boga. Dla nas jest to zarówno ogromne wyzwanie, jak i pociecha.
(Na podstawie tekstu R. Rolheisera, A Prodigal God)
 

Zachwyt

 
       Od kilku lat zabieramy młodzież na obóz Postresima, podczas którego mamy zwyczaj wyjścia na Mszę o świcie. Po co? Po to, by mógł się w nich obudzić zachwyt, który czasami może towarzyszyć Liturgii. W tych dniach młodzi z gdyńskiego „Mikołaja” przeżyli Eucharystię na pięknej Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Zdjęcie z tego miejsca i wydarzenia przypomniało mi niezwykłą historię, która wydarzyła się blisko 101 lat temu.
   Ks. Pierre Teilhard de Chardin znalazł się samotnie o wschodzie słońca, w dniu Przmienienia Pańskiego 1923 r., na pustyni Ordos w Chinach. Obserwował jak słońce rozprzestrzenia swoje pomarańczowe i czerwone światło na horyzoncie. Był głęboko poruszony, po ludzku i religijnie i zapragnął wtedy odprawić Mszę świętą, by w jakiś sposób poświęcić Bogu cały budzący się świat. Nie mógł wtedy tego uczynić dosłownie, gdyż nie miał ze sobą kielicha, chleba i wina… Zrobił to duchowo układając przepiękną modlitwę:

Czytaj dalej…

« Starsze posty