Gdynia Chylonia ul. św. Mikołaja 1, tel. 58 663 44 14

Kategoria: Po drodze – blog ks. J. Sochy (Strona 1 z 30)

Chciałbym zapamiętać to, co dzieje się „po drodze” w moim życiu, a przez zapisywanie i dzielenie się ową pamięcią z innymi, pragnę stać się świadkiem Tego, który jest ze mną na drodze życia. Owego „po drodze” nie rozumiem jako określenia wskazującego na przygodność, czy też przypadkowość, ale raczej rozumiem je jako przestrzeń, czy też scenę dla wydarzeń.

Radosny Bóg

 
    W niepozornym kościele św. Juliana w Norwich, oddalonym od wzgórza na którym stoi średniowieczny zamek i położonym dość daleko od pięknej , ogromnej katedry, w której ludzie modlą się od 900 lat, znajduje się grób Juliany ( w polskiej literaturze teologicznej znajduje się zapis jej imienia zarówno przez jedno „n” jak i przez dwa „n”) . Nazywano ją Matką Julianą, a Merton określił ją największą mistyczką w historii chrześcijaństwa na Wyspach. Żyła na przełomie XIV i XV wieku i pozostawiła po sobie niezwykle ciekawe świadectwo spotkań z Jezusem: „Objawienia Bożej miłości”, czyli pierwszą książkę napisaną po angielsku przez kobietę.
    Co mnie poruszyło w tych starych zapiskach, które czytałem odwiedzając jej grób :
* Obraz nieba pełnego Bożej radości: „objawione mi zostały trzy nieba, w następującej kolejności: pojęłam, że radość to przyjemność Ojca, wesele to chwała Syna, a niekończące się szczęście to Duch Święty. Ojciec się cieszy, Syn jest uwielbiony, Duch Święty się raduje”. Ciekawe, że Juliana odkrywa radość Boga oraz niebo, które wypełnione jest radością Trójcy (trzy nieba, czyli trzy Osoby) w spotkaniach z Jezusem ukrzyżowanym, cierpiącym. Jej wizje zaczęły się, gdy mając 30 lat zachorowała poważnie i gdy konała odwiedził ją ksiądz, który pokazał jej krucyfiks. To był początek jej doświadczeń mistycznych.
* Obraz Jezusa jako matki: ” a nasz Zbawiciel jest naszą prawdziwa Matką, w której jesteśmy odwiecznie zrodzeni i w której zawsze będziemy zawarci”. Bóg w wizjach Juliany ma zarówno cechy męskie jak i żeńskie: ” I ujrzałem, że Bóg raduje się, że jest naszym Ojcem, i że Bóg raduje się, że jest naszą Matką, i że Bóg raduje się, że jest naszym prawdziwym Oblubieńcem, a nasza dusza jest Jego umiłowaną bardzo oblubienicą. To jest pięć wielkich radości, tak jak ja je pojmuję, z których, zgodnie z Jego pragnieniem także mamy czerpać radość, wychwalając Go, dziękując Mu, kochając Go i błogosławiąc Go bez końca”.
* Rozumienie natury jako dobrej, co wcale nie jest tak oczywistym sposobem postrzegania pośród chrześcijan: ” Tu możemy ujrzeć, że nienawiść grzechu przychodzi do nas prawdziwie przez naturę i nienawiść grzechu przychodzi do nas prawdziwie przez łaskę; gdyż natura jest cała dobra i miła sama z siebie, łaska została nam zesłana, by ocalić naturę i zniszczyć grzech…”
* Pisząc o sądzie ostatecznym i o czasach ostatecznych Juliana zaznacza, że Pan jej powiedział: „ujrzysz sama, że wszystko każdego rodzaju będzie dobrze”. To była też odpowiedź Boga na doświadczenia cierpienia, wojen, zaraz w czasach Juliany. Katechizm Kościoła Katolickiego cytuje Julianę właśnie w tym kontekście, odnosząc stwierdzenie „a na końcu wszystko będzie dobrze” do naszych zmagań zarówno indywidualnych jak i społecznych. Ciekawie mówił o tym Benedykt XVI w jednej ze swoich katechez: ” Katechizm Kościoła Katolickiego przytacza słowa Juliany z Norwich, przedstawiając punkt widzenia wiary katolickiej na temat, który stanowi nieustanne wyzwanie dla wszystkich wierzących (por. nn. 304-314). Jeśli Bóg jest w najwyższym stopniu dobry i mądry, dlaczego istnieje zło i cierpienie niewinnych? Również święci, właśnie święci, zadawali sobie to pytanie. Oświeceni wiarą, dali nam odpowiedź, która napełnia nasze serca ufnością i nadzieją: w tajemniczych planach Opatrzności również ze zła Bóg potrafi wydobyć większe dobro, jak napisała Juliana z Norwich: «Poznaję więc przez łaskę Bożą, że powinnam mocno trzymać się wiary i z nie mniejszym przekonaniem wierzyć, że wszystko będzie dobre»
* Bardzo ciekawe jest spojrzenie Juliany na Trójcę: ” <<Mogę>> biorę za słowa Ojca, <<umiem>> biorę za Słowa Syna, a <<uczynię>> biorę za słowa Ducha Świetego” (głęboką konferencję na temat tego spojrzenia wygłosił abp Rowan Williams).
 

Krzyż pośród ruin

 
     Dzisiaj został zainuaugurowany Rok Jubileuszowy w diecezji gdańskiej. Symbolem tego czasu w Trójmieście i okolicy jest przepiękny krzyż, który niesiono na początku procesji w uroczystość Bożego Ciała w roku 1946 na Starym Mieście w Gdańsku. Poruszające w tej historii jest to, że ów krzyż stał się wtedy znakiem nadziei dla tysięcy ludzi, którzy podążyli za nim pośród ruin. Krzyż jest więc znakiem miłosierdzia pośród ruin. Jubileusz polega właśnie na doświadczeniu miłosierdzia w ruinach życia spowodowanych przez grzech. Miłosierdzie przez sakrament Pokuty i Pojednania, miłosierdzie w przebaczeniu, pojednaniu i zadośćuczynieniu oraz miłosierdzie w odpuście zupełnym.
      Rozpoczął się czas łaski.
 
 

Świeccy uczyli mnie ewangelizacji

  Kilkanaście lat temu grono młodych-dorosłych, z którymi spotykałem się we Wspólnocie Chrystus Powróci, powiedziało mi o Alpha. Przyjąłem, co mi powiedzieli, co przeżyłem i co z nimi przekazywałem.
   Dzisiaj świętowaliśmy 10 rocznicę Alpha w Gdyni-Chyloni, kończąc kolejną edycję. Blisko 40 osób , przez ostatnie 11 tygodni, spotykało się doświadczając Kościoła. Ufam, że wielu z nich wejdzie w tę dynamikę św. Pawła wyrażoną w słowach: „przekazuję, co sam przyjąłem”.
 

Kościół, który przychodzi z Chrztu

 
Grudniowy poniedziałek roku 2024 w domu parafialnym:
* sala nr 8 – spotkanie animatorów Żywego Różańca,
* stara plebania – spotkanie formacyjne wspólnoty Dzieje 2,
* sala nr 7 – spotkanie grupy AA,
* sala nr 2 i 3 – wolontariusze z różnych krajów europejskich i osoby związane z chylońskim Stowarzyszeniem Św. Mikołaja Biskupa przygotowują kiermasz adwentowo- świąteczny na najbliższą niedzielę,
* sala 10 – spotkanie kilkunastu par małżeńskich tworzących projekt Postcresima, czyli model pracy z młodzieżą oparty na , jak mówi ks. Zbigniew Wądrzyk, „sakramencie stołu” w domach ludzi z Drogi Neokatechumenalnej,
* kawiarenka – trwa przedostatnie spotkanie Alpha, w którym bierze udział blisko 40 osób i kilkunastu animatorów z Szkoła Ewangelizacji Magnificat.
Wszystkie te spotkania nie są prowadzone przez księży, są możliwe tylko dzięki świeckim, czyli dzięki sakramentowi Chrztu.
 

Gdyński, dobry łotr

 
   
      Potwierdziły się wieści o tym, że Janusz nie żyje. Spotkaliśmy się wiele lat temu na Zupie Chylońskiej. Był jednym z pierwszych, którzy przychodzili na sobotnie obiady do Parku Kilońskiego. Pojechał też z nami dwa razy na pielgrzymkę zupowiczów do Gietrzwałdu i na pierwsza naszą pielgrzymkę do Obór. Ostatnio pielgrzymowaliśmy razem jeszcze w czerwcu br. Był pogodny, serdeczny, z trudną historią, no ale kto jej nie ma? Łobuz, a może nawet, używając biblijnej terminologii, łotr. Dobry, gdyński łotr.
     Zaniepokoiło mnie, gdy go nie widziałem podczas jesiennych spotkań. Zacząłem pytać i Adam, również uczestnik Zupy Chylońskiej, powiedział mi niedawno, że jest bardzo wdzięczny Januszowi, gdyż on go przyprowadził do „Mikołaja” i że słyszał, że Janusz nie żyje. Zaczęliśmy badać i okazało się, że Janusz zmarł w październiku. Przeżył 49 lat.
    Przyznał mi się kiedyś, że uczył się i pracował, krótki czas, jako cukiernik, tuż obok naszej plebanii. Najbardziej lubił piec drożdżówkę. Być może w dawnych czasach jadłem jego wypieki? Niech mu Pan da wieczne wytchnienie i nakarmi na najsłodszej i najlepszej Uczcie, a Maryja Gietrzwałdzka niech go otoczy opieką.

.

Spotkać, czyli tkać, tym razem było tkanie piłkarskie

 
       Futbol jest okrutny – Michał Okoński wspomniał kiedyś, że będąc w Stanach Zjednoczonych,  jedną z pierwszych rzeczy jaką zrobił było znalezienie miejsca,  gdzie mógłby obejrzeć transmisję telewizyjną meczu swojego Tottenhamu. Szalone prawda? My nie wyjechaliśmy tak daleko, ale spotkaliśmy się w Gdańsku, by obejrzeć mecz klubu, któremu kibicujemy, czyli Newcastle United. Zjechali się ludzie z Trójmiasta, Śląska, Grudziądza, Warszawy i innych miejsc. Na forum internetowym jest nas sporo, ponad 900 polskich kibiców tego zespołu, a na ogólnopolskim spotkaniu było nas dziesięcioro. Skromny, ale dobry początek. Spotkanie było bardzo fajne. Porozmawialiśmy o wspólnej pasji. Zobaczyliśmy siebie. Pośmialiśmy się i powymienialiśmy się informacjami. Pomarzyliśmy o wyjeździe na mecz do Newcastle. No i przede wszystkim obejrzeliśmy piękne zwycięstwo Srok nad Arsenalem 🙂
      To było dobre spotkanie, czyli coś udało się utkać.
 
 

Czy Bóg śpiewa?

 
     Ciekawą intuicję, w związku z powyższym pytaniem, zostawił ks. Józef Tischner w jednym ze swoich tekstów: „Błogosławieństwa są pieśnią, którą śpiewa Bóg, chwaląc swoje stworzenie. W modlitwie to człowiek wyśpiewuje pieśń chwały Bogu, a tu jest odwrotnie. To Bóg mówi: błogosławieni… Błogosławieni, czyli godni zachwytu, naprawdę wielcy i wspaniali. (…) Bóg jak gdyby formułuje przykazania w stosunku do samego siebie, a nie do ludzi. Nie nakazuje: bądź ubogi…, tylko opowiada, czym się zachwycił. Skoro się zachwycił, nie może potępić i – tym samym – w pewien sposób zobowiązuje siebie”. (Przekonać Pana Boga, 206).
    Myśl o Błogosławieństwach, jako pieśni wyśpiewanej nad ludźmi, wróciła do mnie podczas „Kursu Błogosławieni Jesteście”, który przeżyliśmy jako Szkoła Ewangelizacji Magnificat w minionych dniach na Wyspie Sobieszewskiej.
    Wierzę, że pieśń została wyśpiewana zarówno przez Boga jak i przez ludzi.
 

Wierzyć człowiekowi i powrócić do pierwotnego rozumienia grzechu

 
   
      Uwierzyć człowiekowi, który szczerze podchodzi do swojego życia i nie rozumie go tak jak ja.  W takiej sytuacji nie mam prawa, by go sądzić, gdyż jedynym który go rzeczywiście zna jest Bóg.
      Druga ważna sprawa to powrót do patrystycznego, starożytnego rozumienia grzechu jako idolatrii i odejście od scholastycznych rozróżnień w kontekście grzechu. Popełniam grzech nie tyle gdy przekraczam prawo, ile gdy coś lub ktoś staje się moim idolem.
     Z takimi dwiema myślami wracam z Eucharystii i spotkania z o. Innocenzo Gargano u kamedułek w Rzymie.
 
    .

Czy Bóg istnieje? Kogo słuchać kiedy szukamy odpowiedzi?

 
     Jonathan Sachs opowiadał kiedyś anegdotę o tym, co się stało w 1990 roku, gdy został on wybrany na głównego rabina Wielkiej Brytanii, a George Carey został arcybiskupem Canterbury. Otóż okazało się , że łączy ich kibicowanie Arsenalowi. Ktoś z kibiców zaproponował im gościnę w jednej z loży na stadionie tego klubu podczas meczu. Kiedy razem przybyli na stadion przedstawiono ich kibicom. Wielu było przekonanych, że tego wieczoru Arsenal będzie miał „wpływy” w niebie. Niestety Arsenal grał przeciwko Manchesterowi United i poniósł srogą porażkę, niepamiętną od 63 lat. Wynik brzmiał 2:6. Następnego dnia jedna z gazet w Anglii skomentowała: jeśli nowy arcybiskup Canterbury i nowy rabin naszego kraju nie mogą „załatwić” zwycięstwa Arsenalowi, czy nie oznacza to, że Bóg nie istnieje? Następnego dnia, ta sama gazeta, opublikowała odpowiedz Jonathana Sachs’a: Nie oznacza to, że Bóg nie istnieje. Raczej oznacza, że tego wieczoru Bóg kibicował Manchesterowi United. 🙂
   Powyższą anegdotę zaczerpnąłem od jednego z tych ludzi, których otrzymaliśmy w naszych czasach jako autorytety, którym warto zadawać ważne, fundamentalne pytania. Dla mnie Jonathan Sachs to niezwykła, ważna osoba. Film, który zamieszczam, z polskimi napisami, to przepiękny wywiad z Sachsem, laureatem nagrody Tepletona. W tym nagraniu pada pytanie o istnienie Boga w kontekście tego, co wydarzyło się w Auschwitz. Sachs wspominając swoje odwiedziny w tym miejscu mówi: odkryłem, że Bóg był tam w słowach Tory: „nie będziesz zabijał”, „nie będziesz uciskał obcego i przybysza”, „krew twojego brata woła do mnie z ziemi”. Bóg przemawia, a człowiek nie słucha i mimo tego Bóg nie odbiera ludziom wolności. On powołał nas do odpowiedzialności.

Kibicowanie z „i”

 
       O.. Jacek Salij miał powiedzieć, że w katolicyzmie najważniejszym słowem jest „i”. Tak właśnie się stało w moim „katolickim” podejściu do kibicowania. Miałem bowiem okazję być zarówno na meczu Newcastle United jaki i Sunderland AFC. Niektórzy porównują ich relacje do trójmiejskich,  między tymi, co lubią barwy biało-zielone i tymi, co żółto-niebieskie. Warto przekraczać te podziały właśnie poprzez „i”. Mi się udało, a oba mecze drużyn z północnego-wschodu Anglii okazały się, ku radości wielu, zwycięskie (1:0).
     Ciekawostką muzyczną w tych spotkaniach jest to, że w Sunderland kibice śpiewają do muzyki z piosenki Presleya, a w Newcastle słuchają, zawsze na początku spotkania,  „Going home” autorstwa Dire Straits. Ciekawostką zoologiczną jest, iż jedni mają przydomek Sroki, a drudzy Czarne Koty.
    Przekonałem się, że w przypadku księdza owo „i” w podejściu do klubów piłkarskich, jest dosyć ważne, gdyż w parafii, w której spędzałem wakacje, na Liturgię przychodzili ludzie , którzy kibicowali jednemu lub drugiemu z tych klubów, a miejscowy proboszcz oczywiście ogłaszał, że „Father Jacek” jedzie na mecz lub właśnie z niego wrócił 🙂 Mogłem więc ucieszyć zarówno tych, którzy przyszli na Eucharystię w biało-czerwonych barwach, jak i tych, którzy przyszli biało-czarnych. Małe „i”, a tak dużo znaczy, nawet gdy chodzi tylko o piłkę nożną, czyli najważniejszą z najmniej ważnych spraw.
 
« Starsze posty