Pod koniec lutego 2007 roku na łamach „Przeglądu” ukazał się przedruk z jednej z włoskich gazet. Zawierał on bardzo kontrowersyjny materiał. Otóż włoski dziennikarz podszywając się pod różne postaci udawał penitenta przystępującego do Spowiedzi Św. Uczynił to prawie czterdziestokrotnie, a następnie opisał, to co usłyszał od kapłanów, których spotkał w konfesjonale. Artykuł miał m.in. za zadanie ukazać różnorodność reakcji spowiedników na ten sam problem. Kim jest spowiednik i co powinien mówić w konfesjonale? Próbując odpowiedzieć na to pytanie chciałbym podjąć krótką refleksję na temat sposobu ustanowienia tego sakramentu i stanu ducha, w którym znajdowali się uczniowie Jezusa w momencie otrzymania władzy rozgrzeszania. Ten niezauważany motyw z Ewangelii Janowej może pomóc nam odkryć głębię i piękno otrzymywanego przebaczenia.
Kiedy Chrystus ustanowił Sakrament Pokuty i Pojednania? Ewangelista Jan opisał dokładnie ten moment i warto zauważyć kim w tamtej chwili byli uczniowie, którym ofiarował szafarstwo sakramentu: Wieczorem, owego pierwszego dnia tygodnia, gdzie przebywali uczniowie drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus , stanął po środku i rzekł do nich „Pokój wam”. A to powiedziawszy pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: „Pokój wam. Jak Ojciec mnie posłał tak i ja was posyłam.” Po tych słowach tchną na nich i powiedział: „Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie są im odpuszczone, a którym zatrzymacie są im zatrzymane.
Uczniowie zaryglowali drzwi z lęku przed prześladowaniami i odrzuceniem. Skoro powieszono ich Mistrza, to uzasadnioną była obawa, że w niebezpieczeństwie znaleźli się i oni, Jego apostołowie. Trudno się dziwić temu lękowi, jednakże problem był dużo głębszy. To nie była tylko kwestia obawy, było to nade wszystko problem sumienia.
Apostołowie pomimo bycia wybranym przez Jezusa byli ludźmi często Go nie rozumiejącymi, niektórych z nich cechowała gwałtowność i niecierpliwość. Ze strony Mistrza doświadczali ciągle wielkiej miłości. On ich podnosił, przebaczał i obdarzał cierpliwą serdecznością. Towarzyszyli Mu dzień po dniu, patrzyli na Jego czyny, razem z Nim żyli i wiedzieli, że ich kocha. On ich umiłował, a oni….zawiedli. Jeden z nich okazał się złodziejem i zdrajcą. Drugi powiedział, że Go nie zna. Kiedy błagał i żebrał swoich uczniów, żeby z Nim choć trochę byli, wtedy kiedy Go ogarnął straszny lęk, to oni poszli spać. Kiedy działo się coś bardzo wielkiego, złego, wtedy gdy Go aresztowano, to oni wszyscy pouciekali. Ta sytuacja nie mogła nie odbić się w ich sercach. W takim stanie ducha spotykają Zmartwychwstałego Jezusa. Przechodzi przez drzwi i staje przed nimi. Sytuacja podobna jest to tej, gdy ktoś porzuca przyjaciela w biedzie, w zagrożeniu życia, na pastwę losu, „na pożarcie lwom”. Następnie, myśląc, że ten drugi zginął, układa sobie życie. Co prawda wspominając przyjaźń doświadcza wyrzutów sumienia, ale „sprawa” jest dla niego zamknięta. O przyjacielu myśli jako o kimś zmarłym. Nagle okazuje się, że po kilku latach ktoś puka do drzwi. Ów człowiek otwiera drzwi i widzi swego przyjaciela, który jakimś cudem przeżył. Co wtedy zrobić? Jak trudno jest podnieść oczy ku górze? Chciałoby się zapaść pod ziemię. Właściwie nie wiadomo co powiedzieć. Wydaje się, że czegoś takiego doświadczyli apostołowie. Nagle pojawia ten którego ukrzyżowano, a którego oni zawiedli. Jezus jednak nie czyni im wyrzutów, On mówi: „POKÓJ WAM”. Nie wypomina im małej wiary, małej miłości, niewierności, zdrady, niczego im nie wypomina.
Jeżeli człowiek, szczególnie młody, narozrabia i usłyszy od matki: „A nie mówiłam ci…” , to jest to kolejny „gwóźdź do trumny”. On właśnie tego nie chce usłyszeć. Najczęściej doskonale wie, co uczynił i czuje się jak zbity pies i ostatnią rzeczą którą chce usłyszeć jest: „A nie mówiłam Ci…” . Jezus reaguje genialnie, On mówi „Szalom”. Oni zrozumiawszy i usłyszawszy, że SZALOM jest znakiem pojednania, bardzo się uradowali. Ewangelista zapisał, że „uczniowie uradowali się ujrzawszy Pana”. On nie chcąc, aby się tłumaczyli, wyprzedza ich reakcje i mówi po raz drugi: „Pokój wam”. Po tych słowach obdarowuje ich: „Weźmijcie Ducha Świętego, którym odpuścicie grzechy są im odpuszczone.” To znaczy, to co Ja uczyniłem z wami idźcie i czyńcie udziałem wszystkich tych, którzy przyjdą do was z poczuciem własnego grzechu, z ciężarem własnej winy.
Jezus zamyślił i uczynił to niezwykle mądrze. Dał apostołom doświadczyć małości ludzkiej, tego kim jest człowiek w swojej słabej naturze. I kiedy tego sami doświadczyli, powiedział: właśnie teraz weźmijcie moc Ducha, idźcie i czyńcie to udziałem innych, czyńcie to, co ja wam uczyniłem. To znaczy, przychodzącemu do kratek konfesjonału człowiekowi ten brat, będący sługą Chrystusa, w tym momencie nie ma nic innego do powiedzenia jak tylko to: „Pokój tobie. Idź, twoja droga jest na nowo otwarta. Pan nie pamięta twojej winy, wszystko możesz na nowo rozpocząć”. W ten sposób Sakrament Pokuty i Pojednania jawi się jako Nowy Początek, jako sakrament wolności, pokoju i radości. Wszystko inne cokolwiek zostaje powiedziane w czasie sprawowania tego sakramentu, to właściwie jest mniej lub bardziej udolny komentarz do tego jednego.
I dlatego warto przypominać sobie ten tekst i wracać do atmosfery tamtego spotkania, tak jak wracamy do Wielkiego Czwartku, kiedy zastanawiamy się nad Eucharystią. Chrystus był i jest znakomitym pedagogiem. On mówiąc przypowieść następnie pokazywał czynem jak należy ją interpretować. Mówił coś Apostołom i potem pokazywał. Jego czyny były widzialnymi słowami. Ustanowienie Sakramentu Pokuty i Pojednania było przepiękną interpretacją przypowieści o synu marnotrawnym. Jezus wcześniej tę przypowieść powiedział, a potem pokazał jak należy ją rozumieć. Jak się dobrze przyjrzeć Ewangelii, to wielokrotnie Jezus tak czynił.
Zamiast zakończenia kilka słów o czasie-momencie przystępowania do Spowiedzi św. Kościół w swym nauczaniu kilkakrotnie wypowiadał się na ten temat. Warto wspomnieć tu choćby zalecenie Świętej Kongregacji Obrzędów w Eucharisticum mysterium z 1967 roku, w którego punkcie 34 czytamy: "Należy wpoić wiernym zwyczaj przystępowania do sakramentu pokuty nie podczas Mszy świętej, ale w ustalonych godzinach, aby udzielenie tego sakramentu odbywało się w spokoju i przynosiło prawdziwy pożytek, a oni sami nie byli pozbawieni możliwości uczestnictwa we Mszy świętej". To zalecenie znalazło się potem w odnowionych "Obrzędach pokuty" (1973 r.).
Niestety w wielu parafiach polskich spowiada się tylko podczas trwania Mszy św. co powoduje, iż co prawda wierni mają okazję, za jednym przyjściem do świątyni, przystąpienia do dwóch sakramentów, ale skutkiem takiej sytuacji jest również utrata możliwości pełnego przeżycia sakramentalnych znaków i spłycenie ich rzeczywistości. Warto więc przyjść do Spowiedzi św. przynajmniej 15-20 minut przed Eucharystią, aby w spokoju przeżyć tę piękną tajmemnicę.