Z filmu zatytułowanego „Dzieci Ireny Sendlerowej” mocno zapamiętałem pewną niezwykłą scenę. Chodzi o ten moment, gdy główna bohaterka została zaproszona przez swoich żydowskich przyjaciół na świętowanie Paschy i stała się świadkiem wyjątkowego wydarzenia. Otóż, rzecz działa się w getcie warszawskim podczas wielkiego prześladowania i eksterminacji. W atmosferze terroru zasiadano do wieczerzy paschalnej i w czasie tej uroczystości, głowa rodu-stary rabin zadał pytanie swojej wnuczce: dlaczego ta noc jest inna od pozostałych nocy? Młoda dziewczynka zgodnie z tradycją miała odpowiedzieć, że na pamiątkę tego, że kiedyś byliśmy w niewoli , jednakże zostaliśmy uwolnieni. W tamtym momencie było jej niezwykle trudno to powiedzieć. Tradycyjne słowa wypowiedziała z płaczem.
     Czy nie było w owym świętowaniu nieprawdy? Myślę, że nie. Ci ludzie świętowali w niewoli zewnętrznej, gdyż tęsknili za wolnością wewnętrzną. Zadbali, by ich Święta były piękne. Mimo brudu, głodu, nędzy i śmierci chcieli uroczyście wychwalać Boga, który daje wolność. Oni nauczyli się świętowania i ta umiejętność serca była wyzwalająca nawet w tak okropnych okolicznościach.
    Piszę te słowa u początku Wielkiego Postu i zastanawiam się jak przygotować siebie i parafian pośród których żyję na Święta Paschalne? Będziemy wspominać i przeżywać nie tylko prawdę o Passze z czasów egipskich, ale i Przejście Jezusa od śmierci do życia oraz aktualną Paschę Kościoła, w której Bóg chce przeprowadzić dzisiejszego człowieka od niewoli do wolności i od śmierci do życia.
     Bóg pragnie zbawić-uratować człowieka i jego szczęście, a Wielki Post i Święta Paschalne wyjaśniają co to znaczy oraz dają okazję, by to przeżyć. Jean Corbon, melchicki, żyjący w Libanie, ksiądz katolicki w swojej głębokiej i pięknej książce: Liturgia-Źródło Wody Życia pisze: Co zatem oznaczało zbawić człowieka? Zrobić mu wykład z teologii? Dać mu prawo moralne, nawet gdyby to było prawo miłości? Nauczyć go przemiany struktur w wymiarze osobistym, społecznym czy światowym? Obwieścić mu, w najdrobniejszych szczegółach kult, który byłby miły dla jego Stwórcy? Objawić mu, że Bóg jest Ojcem, że jest dobry i miłosierny, podpowiadając mu, jak umiemy to robić wobec siebie nawzajem w pomyślnych chwilach? A co po tym? Wszystkiego tego człowiek szuka po omacku od stuleci w swoich religiach, filozofiach, naukach i ideologiach. Nie brakuje w dziejach, nawet najnowszych, bohaterów sprawiedliwości i umiłowania człowieka. A co po tym? Po tym wszystkim pozostaje zasadnicza kwestia, która przygniata człowieka i pozostaje bez realnego rozwiązania: istnieję, ale istnieję dla śmierci, w każdej chwili i chwili ostatniej. Po co więc moralne wzorce i obietnice wzniosłego życia, skoro korzeń tej ponurej tragedii, czyli śmierć, nie zostaje wyrwany?…
…Gdyby pojawienie się Boga w człowieku nie dotknęło tej głębi, zakpiłby On sobie tylko z niego. Tak właśnie dzieje się z wszystkimi religiami i ideologiami: nie mogąc zażegnać śmierci, proponują człowiekowi, aby przestał o niej myśleć. Natomiast „głupstwem tajemnicy” (1 Kor 1,17-25) jest wejście w śmierć. Pojawienie się rzeki wody życia w naszych dziejach to jedyne poważne wydarzenie, ponieważ zderza się ono z naszą śmiercią.
      Liturgia sprawowana w kościele ma więc swoje ważne zadanie: ma nas przygotować na śmierć, czyli na spotkanie z Jezusem Chrystusem, który jak rzeka wody życia nie pozwoli nam zginąć i wyrwie z nas ten najgłębszy śmiercionośny „korzeń”. Chciałbym więc tak przeżyć liturgię Wielkiego Postu i Triduum Paschlanego, by ożywiła we mnie to, co dotknięte śmiercią, by nie pozwoliła umrzeć mojej nadziei i miłości. Mam więc marzenie, by i ci, którzy będą przeżywać ze mną te najbliższe dni zostali ożywieni w tym, co w nich umiera. Marzę w końcu, by kiedyś Jezus Chrystus u kresu mojego życia wyrwał najgłębszy, śmiercionośny korzeń i ożywił na wieczność mnie i moje siostry i braci.
 
 
Gdynia, 2010-02-20