Samobójstwo to temat często źle rozumiany, dlatego warto o nim mówić i pisać. Dzięki ks. Ronaldowi Rolheiserowi, kanadyjskiemu teologowi katolickiemu, mogę znów powtórzyć sobie i innym cztery ważne sprawy[1]:

   Po pierwsze, samobójstwo jest chorobą i to być może najbardziej niezrozumianą. Mamy tendencję do myślenia o śmierci samobójczej jako  czymś dobrowolnym, w przeciwieństwie do śmierci z powodu choroby fizycznej lub wypadku. W przypadku większości samobójstw nie jest to prawdą. Osoba, która umiera przez samobójstwo, umiera podobnie jak ofiara śmiertelnej choroby lub śmiertelnego wypadku. Kiedy ludzie umierają na atak serca, udar, nowotwór, AIDS czy z powodu wypadku samochodowego, umierają wbrew swojej woli. To samo dotyczy samobójstwa, z tą różnicą, że w przypadku samobójstwa załamanie jest bardziej emocjonalne niż fizyczne – udar emocjonalny, emocjonalny rak, załamanie emocjonalnego układu odpornościowego, emocjonalna śmierć. To nie jest analogia. Istnieją różne rodzaje zawałów serca, udarów, nowotworów, załamań układu odpornościowego i śmiertelnych wypadków. Jednak wszystkie mają ten sam efekt; wszystkie one zabierają kogoś wbrew jego woli. Nikt, kto umiera przez samobójstwo, tak naprawdę nie chce umrzeć. Chce tylko skończyć z bólem, którego nie może już znieść. Samobójca podobnym jest do kogoś, kto wyskakuje z płonącego budynku, ponieważ pali się jego ubranie.

       Po drugie, nie powinniśmy nadmiernie martwić się o wieczne zbawienie ofiary samobójstwa. Dawniej ludzie byli przekonani, że samobójstwo jest ostatecznym aktem rozpaczy, a więc czymś, czego Bóg nie wybaczy. Bóg jest jednak nieskończenie bardziej wyrozumiały niż my, a ręce Boga są nieskończenie bezpieczniejsze i delikatniejsze niż nasze. Wyobraź sobie kochającą matkę, która właśnie urodziła dziecko i po raz pierwszy kładzie je na swojej piersi. Uważam, że jest to najlepszy obraz, jaki mamy do zobrazowania, jak ofiara samobójstwa,  najczęściej nadmiernie wrażliwa dusza,  jest przyjmowana w po śmierci. Bóg jest nieskończenie wyrozumiały, kochający i łagodny. Nie musimy martwić się o los kogoś, bez względu na przyczynę śmierci, kto opuszcza ten świat będąc uczciwy,  a jednak nadwrażliwy, przepracowany i emocjonalnie zmiażdżony. Bóg darzy szczególną miłością złamanych i zmiażdżonych.

       Jednak wiedza o tym wszystkim niekoniecznie usuwa nasz ból i gniew  z powodu utraty kogoś na skutek samobójstwa. Wiara i zrozumienie nie mają na celu pozbycia się naszego bólu, ale raczej dają nam nadzieję, wizję i wsparcie w jego  przeżywaniu.

       Po trzecie, nie powinniśmy zadręczać się pytaniem: „Co mogłem zrobić? Gdzie zawiodłem? Gdybym tylko tam był? Co by było gdybym…?”.  To może naturalne, że prześladuje nas myśl: „gdybym tylko była tam we właściwym czasie”. W rzeczywistości nie byliśmy tam,  gdzie działo się samobójstwo  właśnie z tego powodu, że osoba, która padła ofiarą tej choroby, nie chciała żebyśmy tam byli. On lub ona wybrał taki moment, miejsce i środki właśnie po to, aby nas tam nie było. Być może trafniej byłoby powiedzieć, że samobójstwo to choroba, która wybiera swoją ofiarę właśnie w taki sposób, aby wykluczyć innych i ich uważność. Nie jest to usprawiedliwienie dla naszego braku wrażliwości, zwłaszcza w stosunku do osób cierpiących na niebezpieczną depresję, ale powinno to być zdrowym zabezpieczeniem przed fałszywym poczuciem winy i bezowocnym domysłem.

         Jesteśmy ludźmi, nie Bogiem. Ludzie nieustannie umierają z powodu chorób i wypadków, a czasami cała miłość i uważność świata nie są w stanie zapobiec śmierci ukochanej osoby. Miłość, mimo całej swojej mocy, jest czasami bezsilna w obliczu śmiertelnej choroby.

     Po czwarte, kiedy tracimy ukochaną osobę na skutek samobójstwa, jednym z naszych zadań jest praca nad ratowaniem pamięci o tej osobie. Chodzi mianowicie o spojrzenie na jej życie z perspektywy innej aniżeli samobójstwo.

     Właściwą odpowiedzią człowieka wiary na samobójstwo nie powinny być przerażenie, strach o wieczne zbawienie ofiary, domysły z poczuciem winy o tym, jak zawiedliśmy tę osobę i przyciszony, ostrożny ton kiedy o niej mówimy. Samobójstwo to rzeczywiście okropny sposób na śmierć, ale musimy go rozumieć, w większości przypadków,  jako chorobę i tragiczne załamanie się emocjonalnego układu odpornościowego. Przede wszystkim musimy ufać Bogu, Jego dobroci, Bożemu zrozumieniu, Bożej mocy zstąpienia do piekła i Bożej mocy naprawienia wszystkiego, nawet śmierci przez samobójstwo.

[1] Por. R. Rolheiser, SUICIDE AND OUR MISUNDERSTANDINGS,                                                                            < https://ronrolheiser.com/en/#.YrEuXi_ZWel>, (DOSTĘP: 2022-06.21).