(refleksja do Liturgii 19 niedzieli zwyklej rok B)

      Ronald Rolheiser opowiadał kiedyś ciekawą historię młodego seminarzysty, który wydawał się idealnym kandydatem do kapłaństwa. Był: inteligentny, sumienny, pobożny, uczciwie pracujący intelektualnie, przejęty troską o ludzi ubogich. Jawił się jako ponadprzeciętny wobec innych studentów w seminarium. Nie był zainteresowany piciem piwa, kłóceniem się o piłkę nożną, plotkowaniem czy traceniem czasu na bzdury i jałowe sprawy. Podczas gdy jego kolegom zdarzały się momenty marnotrawienia czasu,  on  zwykle znajdował się w kaplicy, w bibliotece lub przy  biurku, zajęty poważniejszymi sprawami. Co więcej, zawsze był uprzejmy i grzeczny wobec innych, nie przeklinał i nie używał slangu. Wszystko co robił było właściwie i ułożone. Zastanawiające jednak było to, że nikt nie zauważał w nim świętego. Owszem, był szczerym, młodym człowiekiem, ale nie emanował szczęściem. To, co promieniowało z jego osoby, nie było życiem, lecz depresją. Jego wejście do pokoju powodowało „duszność”, odbierało innym życiową energię i gasiło radość. Wydaje się, że robił wszystko dobrze, ale w niewłaściwy sposób. Pozostali seminarzyści byli wystarczająco spostrzegawczy i dobroduszni, aby uznać, że ich kolega potrzebuje pomocy i wyznaczali sobie dyżury, by usiąść z nim przy stole, by go pocieszyć i z nim rozmawiać. Rektor seminarium również rozpoznał problem i wysłał go do psychologa, który diagnozując go powiedział, że znajduje się na skraju klinicznej depresji i że dobrze byłoby, przynajmniej na jakiś czas, opuścić seminarium. Ów mężczyzna opuścił seminarium na dobre i w wyniku terapii odzyskał zdrowie. Dziś jest mężem i ojcem, który,  gdy wchodzi do jakiegoś pomieszczenia to wnosi energię życiową i promieniuje wewnętrzną radością.

  

   Powyższy przykład nie jest jednostkową historią. Jednym ze zmagań, które nieustannie możemy napotykać w kręgach ludzi religijnych jest to, że łatwo nam pomylić depresję ze świętością, sentymentalizm z pobożnością, sekciarstwo z lojalnością, wypartą seksualność ze sztywnością emocjonalną, zaprzeczenie czyjejś złożoności z gloryfikowaniem stabilności. Depresja może wyglądać jak świętość, ponieważ osoba w stanie depresyjnym wydaje się być wolna od normalnych pragnień i ludzkich namiętności. Sentymentalizm niezmiennie skłania się ku pobożności. Sztywność niezmiennie kryje się w nadgorliwej trosce o prawdę i ortodoksję, tak jak wąskie sekciarstwo zawsze przedstawia się jako zaciekła lojalność, a stłumiona seksualność zaprzecza ludzkiej złożoności. Depresja, sentymentalizm, lękliwość, sztywność, sekciarstwo, represja uczuć i seksualności mogą często ukrywać się za najszlachetniejszymi rzeczami.

 

     Nikt nie jest wolny od powyższych zmagań. Jednakże jest pewien papierek lakmusowy, który pokazuje czy tkwimy w depresji czy też ją twórczo przekraczamy i przepracowujemy. Depresja, sentymentalizm, lękliwość, ciasnota, sztywność „wysysają” życiową energię z innych ludzi. Natomiast prawdziwa świętość, pobożność, ortodoksja, lojalność i stabilność wprowadzają energię i pobudzają do życia tych,  co są wokoło. Obecność prawdziwej świętości wyzwala życie.

 

    Ciekawym przykładem w kontekście tego tematu jest Matka Teresa z Kalkuty. Jak wiemy z jej pamiętników, ostatnie sześćdziesiąt lat swojego życia spędziła w głębokiej, bolesnej ciemnej nocy duszy. W ciągu ostatnich sześćdziesięciu lat życia walczyła wewnętrznie o pocieszenie. Ciekawe było jednak to, iż choć sama była w ciemności, to jednak ludzie wokół niej napełniali się światłem, energią do życia, działania a nawet do umierania. Gdy wchodziła do jakiegoś pomieszczenia, to  napełniła je życiem. Była jak potężna żarówka. Promieniowała życiodajną energią.

 

    W ten  sposób możemy ostatecznie odróżnić prawdziwą świętość, autentyczną pobożność, prawdziwą ortodoksję i  lojalność od ich fałszywych postaci. Prawdziwa świętość wprowadza i daje życiodajną energię, tym co są wokoło, depresja wysysa tę energię; prawdziwa pobożność, jest jak piękna ikona, która przyciąga, sentymentalizm sprawia, że ​​czujemy się niekomfortowo; prawdziwa ortodoksja sprawia, że ​​chcesz dobra dla całego świata, sztywność sprawia, że ​​stajesz się lękliwy i małostkowy; prawdziwa lojalność sprawia, że żyjesz we wspólnocie ze swoimi bliskimi, wąskie sekciarstwo czyni cię bigotem i odludkiem; prawdziwa integralność zgadza się  na seksualną złożoność, natomiast represyjna przeżywanie  seksualności  zaprzecza dobru i złożoności,  a wprowadza skrępowanie, strach przed „ciemnymi kątami” ludzkiej natury. 

 

    Eliasz to prorok, który przeszedł przez stan depresyjny. Wyszedł jednak zwycięsko stając się „prorokiem jak ogień”. Uratował go Bóg, który nie pozwolił Eliaszowi na zamknięcie się w depresji, ale uzdolnił go do rozmowy, dialogu, wyruszenia w drogę. Ostatecznie Elisz doświadczył tego, iż Bóg chce z nim „szeptać” na górze Horeb, tzn. że pragnie być z nim w intymnej relacji, która go uczyni pełnym życia, tak by on mógł promieniować tym Bożym życiem na Izrael i na cały świat.