Paraklet ma swoje zwyczaje i upodobania. Nie lubi pychy, a kocha piękno, pokorę i prostotę. Najbardziej zaś kocha człowieka i jego nieśmiertelną duszę. To w niej zakochuje się Duch Święty i chce w niej przebywać. Duchowny ma więc kochać nieśmiertelną duszę człowieka, którego spotyka. Wymaga to patrzenia w głąb, niezatrzymywania się na grzechu i tym co zewnętrzne. Tak patrzył Jezus, którego Ewangelie pokazują jako Boga-Człowieka, dla którego świat nie był płaską rzeczywistością, lecz miał charakter wielowymiarowy.
Widzę w moim życiu dwie grupy ludzi, których nieśmiertelne dusze poznaję w różny sposób. Pierwsza grupa to ludzie otwarci na Ducha. Ich piękne życie przyciąga Ducha Bożego, a ja w ich historii jestem szczęśliwym obserwatorem działań Ducha Św. Drugą grupę stanowią ludzie obojętni na sprawy Ducha, to dla nich chcę być tym, który przyzywa Ducha Św. do ich serc. Akty wiary do których wykonywania jestem wezwany, są westchnieniem za Duchem. One mogą stać się źródłem wiary dla innych. Kiedyś spotkałem siostrę zakonną, która modliła się zamiast księdza, który przestał się modlić. Odmawiała brewiarz dwukrotnie wiedząc, że ów ksiądz nie bierze go do ręki. Owa siostra, w tamtej sytuacji, była bardziej duchowna, aniżeli ten ksiądz, który oficjalnie należał do stanu duchownego. Ostatnio odkrywam, że mogę być duchownym w zastępstwie. Zadziwiające jest to, że mogę wierzyć za kogoś, kto nie wierzy, mogę modlić za kogoś, kto się nie modli i mogę czytać Słowo Boże za kogoś, kto go nie czyta.
Sam również doświadczam, że jest ktoś kto wierzy nie tylko we mnie, ale i za mnie – to Jezus Chrystus. On jest tym, który dopełnia tego, co mi brakuje. To On wierzy za mnie; modli się do Ojca, gdy mi nie starcza sił do modlitwy, gdyż On jest w pełni duchownym: „Z Jego pełni wszyscyśmy otrzymali łaskę po łasce”. Wszystko to czyni dlatego, że zakochał się w mojej nieśmiertelnej duszy. Zakochał się na 100% i nic tego nie zmieni.