Istnieją dwie klasyczne koncepcje doskonałości: grecka i hebrajska. Doskonałość to – dla starożytnych Greków – bycie bez skazy, bez wady i bez usterki, a odmierzana była poprzez odwoływanie się do standardu wyznaczanego przez kryterium całościowości, prawdy, dobra i piękna. Bycie doskonałym było więc równoznaczne z niegrzeszeniem. Hebrajska koncepcja doskonałości – można tutaj już mówić o świętości – była i jest całkowicie odmienna. Opiera się ona na twierdzeniu, iż bycie świętym to kroczenie z Bogiem pomimo doświadczania słabości. Święta doskonałość oznacza tutaj bycie w Bożej obecności bez względu na fakt, iż nie dostaje się do ideału wyznaczanego przez takie normy jak całościowość, dobroć, prawda i piękno.
Koncepcja świętości w kulturze zachodniej została ukształtowana w dużej mierze poprze z grecki ideał doskonałości, dlatego też świętość była i jest utożsamiana z dorastaniem do pewnych standardów. Przyjmując taki punkt widzenia świętość oznacza staranie się i uporczywe dążenie do osiągnięcia moralnego dobra i moralnej integralności. Grecka koncepcja jest słuszna jedynie w pewnej mierze. Jej atutem jest to, iż wzywa do przeciwstawiania się lenistwu i mierności. Flaga jest zawsze przed nami wysoko i wzywa do przekraczania swoich ograniczeń i zmęczenia. Człowiek jest więc wezwany do pragnienia i sięgania po więcej. Jest to uzdrawiające szczególnie w kulturze pełnej cynizmu i zniechęcenia.
Grecka koncepcja doskonałości ma jednak drugą, groźną stronę. Otóż nikt z nas nie dorasta do tych standardów. Każdy upada, a to prowadzi do całej serii duchowych pułapek. Przede wszystkim niszczymy samych siebie poprzez fałszywe oczekiwania, jakie mamy względem siebie. Pragniemy poprzez dobrą wolę naprawić wszelkie niedoskonałości, jednakże dobra wola jest często bezradna wobec naszych nałogów. Kiedy tego nie rozpoznajemy, po krótkim czasie porzucamy wszelkie próby udoskonalania się i walki z nałogami, a następnie pokusa prowadzi nas do porzucenia pragnienia świętości i przerzucenia jej na Matkę Teresę, Jana Pawła II i innych herosów, którzy byli w stanie dorosnąć do wysokich standardów. Jeszcze gorszym skutkiem postawy dopasowywania się do wyznaczonej doskonałości jest trudność przebaczenia sobie i innym faktu, iż nie jesteśmy Bogiem. Jeśli dominującą ideą staje się wyznaczanie sobie osiągnięcia takiej doskonałości-świętości, którą tylko Bóg może osiągnąć, wtedy to nie pozwalamy sobie i innym być ludźmi. Konsekwencją takiej sytuacji jest noszenie w sobie wielkich ilości żalu, złości i zawodów.
Wydaje się, że istnieje dzisiaj silna powinność głębszego zaczerpnięcia z hebrajskiej, biblijnej koncepcji doskonałości-świętości, która oznacza kroczenie z Bogiem pomimo naszych niedoskonałości. Jak to uczynić? Ewangelia jest bogata w przykłady, posłużymy się tutaj jednym z nich. Opis spotkania Jezusa z bogatym młodzieńcem przedstawia odrzucenie przez tego drugiego propozycji Mistrza. Ewangelista zaznacza, że ów młodzieniec "odszedł smutny", a Jezus zwróciwszy się do swoich uczniów mówi: "Zaprawdę powiadam wam, łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, aniżeli bogatemu wejść do Królestwa niebieskiego". Następnie ewangelista Łukasz pisze, że apostołowie byli niemalże osłupiali. Zrozumieli jasno, co Jezus powiedział, a mianowicie to, iż nie są w stanie uczynić wszystkiego, o co On prosił. Mówiąc inaczej pojęli, że nie są zdolni dorosnąć do ideału, do wyznaczonej miary. Piotr wyraził ten niepokój, gdy stwierdził: " W takim wypadku nikt nie jest zdolny osiągnąć Królestwa Bożego". Jest to jedna z niewielu sytuacji w Ewangelii, gdy apostołowie pojmują coś z nauczania Jezusa. Jezus mógł wtedy z radością powiedzieć: "U ludzi jest to niemożliwe, ale dla Boga wszystko jest możliwe". Sami z siebie nigdy nie będziemy w stanie dorosnąć do wyznaczonych ideałów. Nie będziemy doskonali w greckim tego słowa znaczeniu, jednak Bóg nie o to nas prosi. On wzywa nas byśmy zawsze przynosili naszą słabość, niedoskonałość i grzech do Niego. Bóg nie chce byśmy przed Nim się ukrywali, gdyż On jest dobrym Ojcem rozumiejącym nasza słabość. On się nami nigdy nie rozczarowuje. Chce byśmy przychodzili do Niego, jak przychodzi się do domu, by dzielić z Nim życie, by pozwolić mu pomóc nam w tych sprawach, w których jesteśmy bezsilni i słabi.