O.. Jacek Salij miał powiedzieć, że w katolicyzmie najważniejszym słowem jest „i”. Tak właśnie się stało w moim „katolickim” podejściu do kibicowania. Miałem bowiem okazję być zarówno na meczu Newcastle United jaki i Sunderland AFC. Niektórzy porównują ich relacje do trójmiejskich, między tymi, co lubią barwy biało-zielone i tymi, co żółto-niebieskie. Warto przekraczać te podziały właśnie poprzez „i”. Mi się udało, a oba mecze drużyn z północnego-wschodu Anglii okazały się, ku radości wielu, zwycięskie (1:0).
Ciekawostką muzyczną w tych spotkaniach jest to, że w Sunderland kibice śpiewają do muzyki z piosenki Presleya, a w Newcastle słuchają, zawsze na początku spotkania, „Going home” autorstwa Dire Straits. Ciekawostką zoologiczną jest, iż jedni mają przydomek Sroki, a drudzy Czarne Koty.
Przekonałem się, że w przypadku księdza owo „i” w podejściu do klubów piłkarskich, jest dosyć ważne, gdyż w parafii, w której spędzałem wakacje, na Liturgię przychodzili ludzie , którzy kibicowali jednemu lub drugiemu z tych klubów, a miejscowy proboszcz oczywiście ogłaszał, że „Father Jacek” jedzie na mecz lub właśnie z niego wrócił Mogłem więc ucieszyć zarówno tych, którzy przyszli na Eucharystię w biało-czerwonych barwach, jak i tych, którzy przyszli biało-czarnych. Małe „i”, a tak dużo znaczy, nawet gdy chodzi tylko o piłkę nożną, czyli najważniejszą z najmniej ważnych spraw.