Autor: partenos (Strona 14 z 19)
Ronald Rolheiser opowiadał, że kiedy był dzieckiem, naznaczenie czoła prochem było znakiem, który go zadziwiał. Zbliżał się do ołtarza wraz z dorosłymi, dostawał czarny ślad na czoło i wracał do swojej ławki ogarnięty uczuciem, że przydarzyło mu się coś dziwnego. Nie rozumiał tego, ale wiedział, że było to coś wyjątkowego. Zawsze powoli zmywał ów znak z czoła.
Potem, kiedy widział, jak umierają młodzi ludzie wokół niego, pomysł nałożenia popiołu na czoło wraz z formułą: „pamiętaj, że prochem jesteś i w proch się obrócisz!” przestraszał go i odpychał. Zbytnio przypominał mu o śmierci. W tamtych latach bardzo szybko ścierał znak popiołu, tuż po wyjściu z kościoła.
Jako młody seminarzysta, przeżywający lata pierwszej gorliwości w życiu zakonnym, rozumiał znak popiołu dużo głębiej. Przypominał mu wczesną śmierć Teresy z Lisieux i Gabriela Possentiego, młodego pasjonisty. Oboje przypominali mu, że na ziemi żyjemy jak w „dolinie łez” i że nie jest dobrze pokładać ufności jedynie w tym, co ziemskie. Znowu powoli zmywał popiół ze swego czoła.
Później, jako posoborowy seminarzysta i młody kapłan, przeszedł fazę, w której myślał, że cała praktyka przyjmowania popiołu, a zwłaszcza formuła o prochu i śmierci, była chorobliwa. Wydawało mu się, że reszta Kościoła czuła się przynajmniej podobnie, skoro dodano do znaku alternatywną formułę: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Był przekonany, że Kościół powinien był podkreślać nie śmierć i grzech, ale zmartwychwstanie i miłość. Przez te lata nie czekał nawet, aż Msza się skończy, ale natychmiast wyciągał chusteczkę z kieszeni i wycierał ów znak popiołu.
Jeszcze później z wielu powodów powstał w jego głowie związek między prochem, a wezwaniem do sprawiedliwości społecznej. Popiół symbolizował spalone życie ubogich. Znowu z dumą nosił popiół i zmywał go bardzo powoli. W pewną Środę Popielcową znak popiołu zaczął symbolizować jego własne życie, które zostało spopielone: marzenia, piękna niewinność, młodość, poczucie panowania nad swoim życiem, świadomość własnej dobroci i moralnej integralności. Czując się „spopielonym”, przyjął znak popiołu i nie spieszył się z jego zmywaniem, ale też nie był zachwycony myślą o pozostawieniu go.
Po tych wszystkich latach i po tych wszystkich zmianach, któregoś roku po raz pierwszy poczuł się jakby siedział w popiele. Kiedy patrzył na to wszystko, widział, że przez całe życie popiół był dla niego bardzo cierpliwy! Rzucił mu wyzwanie i podobnie jak sam Bóg akceptował jego reakcję. Zobaczył też, że niezależnie od tego, co do niego czuł, potrzebował go, a reakcja jaką w nim wywoływał, głośno mówiła o tym, jakie demony miał spotkać w okresie Wielkiego Postu. Widocznie w tym roku miał siedzieć w popiele.
Co to znaczy „siedzieć w popiele”? W niektórych plemionach indiańskich ludzie mieszkali we wspólnych, długich domach. W środku tych domów dach był otwierany, a pod otworem zapalano ognisko, które było używane do ogrzewania, gotowania i oświetlania. Czasami ktoś w plemieniu przechodził przez taką fazę swojego życia, iż spał przez pewien czas na skraju ognia, w popiele. W tym czasie nie mył się ani nie wykonywał swojej zwykłej pracy. Społeczność rozumiała, że on musi być „w popiele”, że jakieś „zwichnięcie” pozbawia go siły do kontynuowania normalnego życia i że w jego wnętrzu odbywa się jakaś cicha praca. Po jakimś czasie zmywał popiół i wracał do normalnego życia … przeważnie pełen nowej energii i mocy. Popiół Wielkiego Postu może być dla nas takim właśnie popiołem. Zaprasza nas, między innymi, do pozostawienia naszych zwykłych miejsc i do posiedzenia przez chwilę w popiele na skraju ogniska, aby jakiś cichy, wewnętrzny proces mógł nas czegoś nauczyć, np. tego, co to znaczy, że jesteśmy prochem i że jesteśmy wezwani do odwrócenia się od grzechu i zwrócenia się ku Ewangelii.
Jest to fragment zapisu Mszy świętej pogrzebowej w intencji pani Ludwiki, długoletniej parafianki z ul. Morskiej, członkini Parafialnej Rady Duszpasterskiej, współzałożycielki Różańca Rodziców za dzieci w naszej parafii.