Z teologicznej refleksji R. Rolhesiera wypisałem kilka ważkich myśli:
 
– Modlitwa za zmarłych ma pocieszać żyjących.
– Modlimy się za naszych zmarłych bliskich, aby uzdrowić naszą relację z nimi. Modląc się oczyszczamy to, co wciąż nas boli.
– Modlimy się za zmarłych, ponieważ wierzymy w obcowanie świętych – fundamentalną doktrynę chrześcijańską, która nakazuje nam wierzyć, że między nami a naszymi bliskimi wciąż istnieje żywotny przepływ życia, nawet po śmierci.
– Modląc się za zmarłych, dzielimy z nimi ból adaptacji do nowego życia. Częścią tego bólu adaptacji, który w klasycznym katolicyzmie nazywany jest „czyśćcem”, jest ból porzucenia tego życia. Czyściec to nie geografia, miejsce odrębne od nieba, ale ból płynący z przebywania w niebie, bez całkowitego porzucenia Ziemi.
Bardzo ciekawą refleksją jest też następująca myśl o zakończeniu modlitwy za kogoś zamarłego: ” Z własnego doświadczenia śmierci bliskich, a także z tego, czym podzielili się ze mną inni, wynika, że zazwyczaj po pewnym czasie czujemy, że nasi zmarli bliscy nie potrzebują już naszej modlitwy” (R. Rolheiser).
 
 
