Ronald Rolheiser,  w swoim najnowszym tekście teologicznym, znów podejmuje temat samobójstwa. Bardzo go za to cenię, że cyklicznie, od wielu lat, wraca do tego tematu, który jest ważny i trudny. Oto jego refleksja:
   W książce zatytułowanej „Peculiar Treasures” znany powieściopisarz i pisarz duchowy Frederick Buechner rozważa postać Judasza, człowieka, który zdradził Jezusa pocałunkiem, a następnie popełnił samobójstwo. Buechner, który stracił ojca w wyniku samobójstwa, spekuluje nad przyczynami śmierci Judasza. Odwołując się do starożytnej tradycji kościelnej, sugeruje, że Judasz prawdopodobnie wybrał samobójstwo z nadziei, a nie z rozpaczy, to znaczy, że czuł się potępiony i liczył na miłosierdzie Jezusa po śmierci, myśląc że być może „piekło może być jego ostatnią szansą na dostanie się do nieba”. Następnie, wyobrażając sobie zstąpienie Jezusa do piekieł, Buechner pisze: „Ta scena oczarowuje. Ponownie spotkali się w cieniu, dwaj starzy przyjaciele, obaj nieco podupadli po tym wszystkim, co się wydarzyło, tylko tym razem to Jezus pocałował go i tym razem nie był to pocałunek śmierci”. (Jeffrery Munroe, Reading Buechner, InterVarsity Press)

   Jako chrześcijanie, zgodnie z artykułem wiary zawartym w naszym Credo, wierzymy, że po swojej śmierci Jezus „zstąpił do piekieł”. Co to oznacza?
Popularne wyobrażenie tego w języku naszej katechezy, w naszej ikonografii i w chrześcijańskiej pobożności można streścić w następujący sposób. Po grzechu Adama i Ewy, „grzechu pierworodnym”, bramy niebios zostały zamknięte, tak że od czasów Adama i Ewy aż do śmierci Jezusa nikt nie mógł dostać się do nieba. Jednakże przez swoją śmierć Jezus dokonał zadośćuczynienia za nasze grzechy i w czasie między swoją śmiercią w Wielki Piątek, a zmartwychwstaniem w Niedzielę Wielkanocną, udał się do tego miejsca w Szeolu, gdzie czekali wszyscy dobrzy ludzie, którzy umarli w przeszłości, i zaprowadził ich do nieba. To było Jego „zstąpienie do piekieł”. Jednakże niezależnie od dosłownej prawdy zawartej w tej popularnej koncepcji, u podstaw tej doktryny leży potężna prawda teologiczna. W istocie jest ona taka: miłość i współczucie, które Jezus objawił w swojej śmierci, mają moc, by dotrzeć do samego piekła, to znaczy, nie ma takiego „piekła” (fizycznego, psychicznego ani duchowego), które moglibyśmy stworzyć, by miłość Chrystusa nie mogła przeniknąć i uzdrowić ranę, która spowodowała to piekło. Boża miłość, uzdrowienie i przebaczenie są w stanie przeniknąć każde piekło, które stworzymy i uleczyć ranę, która to piekło spowodowała. To chyba najbardziej pocieszająca doktryna nie tylko w chrześcijaństwie, ale w każdej religii. Kiedy nie jesteśmy w stanie pomóc innym lub sobie, Bóg wciąż może nam pomóc. Z tego powodu chrześcijanie nie wierzą w reinkarnację. Nie jest ona potrzebna. Nie musimy się całkowicie uzdrowić, żeby trafić do nieba. Kiedy jesteśmy bezsilni, Bóg nadal może dla nas zrobić to, czego sami nie potrafimy. To głęboka pociecha, bo nie każdy umiera szczęśliwą śmiercią. Wielu z nas umiera w gniewie, goryczy, nie do końca pojednani z innymi, z niedokończonymi sprawami duszy. A niektórzy z nas umierają śmiercią samobójczą, uwięzieni w prywatnym piekle, gdzie z powodu choroby i ran, a nie winy moralnej, wierzymy, że śmierć jest jedyną drogą do życia.
    Doktryna o zstąpieniu Jezusa do piekieł jest szczególnie pomocna w zrozumieniu tego, jak ci, którzy umierają śmiercią samobójczą, spotykają się z Bogiem po śmierci. Zbyt długo błędnie się tym martwiliśmy, obawiając się, że samobójstwo jest poważnym ludzkim i moralnym upadkiem, aktem rozpaczy, niewybaczalnym (z pewnością po tej stronie wieczności). Jednak w większości przypadków jest to choroba, której nie wybraliśmy z własnej woli. Podobnie jak rak, zawał serca czy wypadek, pozbawia kogoś życia wbrew jego świadomemu wyborowi. Z tego powodu zachęca się nas, abyśmy przestali używać zwrotu „popełnił samobójstwo”. Nikt nie „popełnia” raka ani zawału serca. On lub ona „ulega” temu. Tak samo jest w przypadku większości samobójców. Mając to na uwadze, możemy docenić obraz, jakim posługuje się Frederick Buechner, snując domysły na temat samobójstwa Judasza i jego spotkania z Jezusem w piekle.
     W istocie, taki jest obraz Buechnera: po zdradzie Jezusa Judasz zstępuje do prywatnego piekła, gdzie czuje, że jego uczynek nie może być wybaczony i jest skazany na wieczne życie w tej ciemności. Ten fałsz, ta choroba, ta fatalnie błędna logika podpowiada mu, że piekło jest jego ostatnią szansą na pójście do nieba. Odbiera więc sobie życie. Po jego śmierci Jezus spotyka go w cieniu tego błędnego piekła i całuje go, nie w potępieniu czy przekleństwie, ale w bezwarunkowej miłości, zrozumieniu i przebaczeniu.
    Wierzę, że ten obraz może nam pomóc zrozumieć, co dzieje się w przypadku samobójstwa: błędna logika osób odbierających sobie życie oraz pełne miłości, współczucia, przebaczenia i zaproszenia zstąpienie Boga do ich prywatnego piekła, w którym wierzą, że ich śmierć jest przysługą dla bliskich i że „piekło może być ich ostatnią szansą na pójście do nieba” (R. Rolheiser, SAMOBÓJSTWO I ZEJŚCIE JEZUSA DO PIEKŁA)