Po co jest mi potrzebne życie społeczne czy polityczne? Głównie po to, by mnie leczyło. Rolheiser tak o tym pisze: ” Podczas studiów doktoranckich w Belgii miałem zaszczyt uczestniczyć w wykładach ks. Antoine’a Vergote’a, znanego psychologa, filozofa i teologa. Pewnego dnia zapytałem go: jak należy radzić sobie z obsesjami emocjonalnymi, zarówno w sobie, jak i podczas prób pomagania innym. Jego odpowiedź mnie zaskoczyła. Powiedział coś w tym stylu: „Jako ksiądz możesz mieć pokusę, by po prostu postępować zgodnie z religijnym nakazem: <<Zanieś swoje kłopoty do kościoła! Módl się przez cały czas. Bóg ci pomoże>>. Nie chodzi o to, że to jest błędne. Bóg i modlitwa mogą pomóc i pomagają, ale większość paraliżujących problemów obsesyjnych, to ostatecznie problemy nadmiernej koncentracji… a nadmierna koncentracja jest przełamywana głównie przez wyjście poza siebie, poza swój własny umysł i serce, życie i przestrzeń. Spraw, by osoba sparaliżowana emocjonalnie zaangażowała się w sprawy publiczne — spotkania towarzyskie, rozrywkę, politykę, pracę, Kościół. Wyciągnij tę osobę poza jej zamknięty świat i wprowadź ją w życie publiczne!”.
Obawiam się, że polityka przestała być w Polsce terapeutyczna. Mam nadzieję, że owej terapii społecznej jest jeszcze trochę w niektórych rodzinach, przyjaźniach , czasami w Kościele, w wolontariacie, a może i nawet w niektórych miejscach pracy.