Potwierdziły się wieści o tym, że Janusz nie żyje. Spotkaliśmy się wiele lat temu na Zupie Chylońskiej. Był jednym z pierwszych, którzy przychodzili na sobotnie obiady do Parku Kilońskiego. Pojechał też z nami dwa razy na pielgrzymkę zupowiczów do Gietrzwałdu i na pierwsza naszą pielgrzymkę do Obór. Ostatnio pielgrzymowaliśmy razem jeszcze w czerwcu br. Był pogodny, serdeczny, z trudną historią, no ale kto jej nie ma? Łobuz, a może nawet, używając biblijnej terminologii, łotr. Dobry, gdyński łotr.
Zaniepokoiło mnie, gdy go nie widziałem podczas jesiennych spotkań. Zacząłem pytać i Adam, również uczestnik Zupy Chylońskiej, powiedział mi niedawno, że jest bardzo wdzięczny Januszowi, gdyż on go przyprowadził do „Mikołaja” i że słyszał, że Janusz nie żyje. Zaczęliśmy badać i okazało się, że Janusz zmarł w październiku. Przeżył 49 lat.
Przyznał mi się kiedyś, że uczył się i pracował, krótki czas, jako cukiernik, tuż obok naszej plebanii. Najbardziej lubił piec drożdżówkę. Być może w dawnych czasach jadłem jego wypieki? Niech mu Pan da wieczne wytchnienie i nakarmi na najsłodszej i najlepszej Uczcie, a Maryja Gietrzwałdzka niech go otoczy opieką.
.