Pokłócili się z jakiegoś błachego powodu. On zdenerwowany chciał wyjść do sklepu, by odetchnąć i wtedy dostał ataku serca. Zmarł. Dotąd byli zgodną, dobrą parą, żyli w szczęsliwym małzeństwie od wielu lat. Po śmierci męża ogarnęła ją ciemność i wyrzuty sumienia oraz brak przebaczenia samej sobie tego, że on zmarł po tej głupiej kłótni. Kiedy to opowiedziała psychoterapeucie, on zapytał : „Proszę Pani, gdyby mąż stanął teraz przed Panią, to co by mu Pani powiedziała?”. Ona: „że go kocham i że żałuję tej kłótni”. Na co terapeuta: „czy jest Pani osobą wierzącą, czy wierzy Pani w świętych obcowanie?”. „Tak” – odpowiedziała. „No to niech mu Pani to teraz powie”.
Tę historię przeczytałem w jednym z tekstów teologicznych Ronalda Rolhesiera. Lubię ten rodzaj teologicznego spojrzenia , który dotyczy życiowych, codziennych spraw.