Istnieje  powiedzenie przypisywane Attyli, władcy Hunów w  V wieku, słynącemu ze swojego okrucieństwa, które brzmi następująco: „Dla mnie, aby być szczęśliwym, ważne jest nie tylko, aby mi się powiodło; ważne jest również, aby wszyscy inni ponieśli porażkę”.  Przeciwieństwem takiej postawy jest coś, co  w tradycji chrześcijańskiej, nazwa się hojną ortodoksją. Hojność mówi o otwartości, gościnności, empatii, szerokiej tolerancji i poświęceniu części siebie dla innych. Ortodoksja zaś mówi o pewnych niezbywalnych prawdach, o utrzymywaniu właściwych granic, pozostawaniu wiernym temu, w co się wierzy  i o niekompromitowaniu prawdy ze względu na  bycie miłym. Dlatego możesz być chrześcijaninem przekonanym, że chrześcijaństwo jest najprawdziwszym wyrazem religii na świecie, bez osądzania, że inne religie są fałszywe. Możesz być katolikiem, przekonanym, że katolicyzm jest najprawdziwszym i najpełniejszym wyrazem chrześcijaństwa, a twoja Eucharystia jest rzeczywistą obecnością Jezusa, bez osądzania, że inne wyznania chrześcijańskie nie są ważnymi wyrazami Chrystusa i nie mają ważnej Eucharystii. Nie ma w tym  sprzeczności. A wewnątrz katolicyzmu,  możesz być we wspólnocie charyzmatycznej np. w Szkole Ewangelizacji,  a jednocześnie akceptować, że to,  co dzieje się w neokatechumenacie jest ortodoksyjne i  na odwrót,  możesz „robić Drogę” i cieszyć się, że w Twoim Kościele są Szkoły Ewangelizacji Św. Andrzeja i  że w nich działa skutecznie Duch Święty. Możesz też być w Żywym Różańcu i realizować się w nim, a jednocześnie cieszyć się z działalności  w twojej parafii nowych ruchów kościelnych  i na odwrót.

   Możesz mieć rację  nie upierając się, że wszyscy inni się mylą! Myślę, że hojna ortodoksja jest bardzo bliska myśleniu papieża Franciszka. 

 

Powyższa refleksja oparta jest na artykule R. Rolheisera, Generous Orthodoxy.