Od czasu do czasu przyjeżdżam tutaj na tydzień, by wejść w rytm kamedulskiej modlitwy. Ich Liturgia Godzin i sprawowanie Eucharystii nie mają w sobie finezji i nie są podobne do pięknej pod względem muzycznym modlitwy sióstr betelejemitek. Oni modlą się jakby rąbali drewno. Rytmicznie, prosto, czasem się nawet ktoś pomyli. Modlą się hojnie, co widać w programie dnia np wstają co noc na Godzinę Czytań o 3:45. Lubię tę„rąbankę” i modlitwę z dziesięcioma białymi mnichami. Nawet Brewiarz mają tak duży (tzw. studyjny monastyczny), „drwalski”, że mogliby się nim bronić.

   Wokół kamedulskich budynków z XVIII wieku rozciągają się piękne lasy konińskie. Chodzenie po nich jest nie tylko częścią rekolekcji, ale i ma wymiar edukacyjny. Np wczoraj dowiedziałem się, czytając tablicę „leśną”, że sześćdziesięcioletnia sosna produkuje dziennie tlen, którego potrzebuje troje dorosłych osób. Chodzę więc, czasami nawet z kijkami, i wdycham, i uśmiecham się do sosen. Potem wracam do eremu kamedulskiego i oddycham „tlenem”, który rodzi się z modlitwy.
   Czytam w tych dniach dwie książki. Kolejny tomik „Lectio Divina do Ewangelii Mateusza” autorstwa o. Innocezo Gargano. Ów autor jest włoskim kamedułą i wspomina, że chrześcijanin potrzebuje nieustannego przeżywania trzech faz życia: we wspólnocie, w samotności i w ewangelizacji. Ciekawe!
Druga książka to „Słowa pełne ognia. Nie bój się własnej słabości”. Jest to historia Piotra Goursat, świeckiego katolika, który zaangażował się w odnowę Kościoła we Francji w XX wieku. Zmarł w 1991 roku. Dzisiaj toczy się jego proces beatyfikacyjny. Piotr, człowiek kultury, bogata osobowość, uczył ludzi modlitwy. Tak powstała Wspólnota Emmanuel, która dzisiaj liczy około 9 tys. członków i działa w 57 krajach. Jego duchowość była oparta na adoracji Najświętszego Sakramentu, modlitwie uwielbienia, miłości do NMP i pragnieniu głoszenia Ewangelii. Członkowie założonej przez Piotra wspólnoty żyją w świecie. Ciekawe, że arcybiskup Paryża, kardynał Suhard był bardzo zainteresowany działalnością Piotra i spotykał się z nim co 3 tygodnie. We wspomnianej książce napotkałem stwierdzenie, że kardynał miał dar słuchania, to umiejętność bardzo dzisiaj potrzebna nam duchownym.