W minonych dniach przeżyłem „zagęszczenie” śmierci. Zmarła nagle Renata, moja kuzynka, a w parafii w ciągu jednego tygodnia sprawowaliśmy dziesięć pogrzebów. W tym kontekście pojawiło się we mnie pytanie: czy można przygotowacć się do śmierci?
Na pewno przygotowanie do śmierci nie jest ucieczką od życia, w którym jestem teraz „zanużony”. Jezus Chrystus został przygotowany na śmierć przez gest pełny miłości, który wykonała kobieta z Betanii, namaszczając Go cennym olejkiem, którego woń „mówiła” o miłości. Pewien młody człowiek, gdy dowiedział się, że jest chory na nowowtór, spotkał się ze znajomym ksiedzem i powiedział: ” W szkole mówił ksiądz, że śmierć młodego człowieka nie jest najgorszą z rzeczy na świecie. Są bowiem dwie dramatyczniejsze sytuacje, które mogą się nam zdarzyć. Możemy przejść przez życie nie kochając i możemy doświadczając miłości innych, nigdy im nie powiedzieć jak bardzo ich kochamy. Dlatego, gdy dowiedziałem się, że jestem śmiertelnie chory, dotarło do mnie jak jestem kochany i postanowiłem powiedzieć moim bliskim jak bardzo ich kocham”. Było to trudne, ale i piękne przygotwanie na odejście.
John Shea, amerykański powieściopisarz katolicki, napisał kiedyś: „Uczta się zaczęła dla wszystkich, którzy zechcą zasiąść ze wszystkimi”. To zdanie niesie w sobie wiele treści. Shea sugeruje, że warunkiem, życia w „nowym niebie i nowej ziemi” jest posiadanie takiego serca i takiej otwartości, które uzdolnią człowieka do zasiadania przy stole z absolutnie każdym i do dzielenia życia. Dla Shea przygotowanie do śmierci polegać więc będzie na „rozszerzaniu” serca, by kochać szerzej i szerzej.
Wreszcie warto wspomnieć o modlitwie, o dobrą śmierć. Istnieje w tradycji katolickiej zorganizowany sposób przygotowania się na śmierć poprzez wspólną modlitwę w tzw. bractwach dobrej śmierci, co jest chwalebnym i dobrym zwyczajem. Jednakże każdy, kto modli się słowami „Zdrowaś Maryjo” ogłasza prawdę o tym, że są dwa momenty, w których spotykamy Boga: „teraz” i „w godzinę naszej śmierci”. Modlitwa o dobrą śmierć „rodzi” w nas wrażliwość na przyjęcie Boga w chwili naszej śmierci.