Historia Kate Bowler stała się dzisiaj dla mnie komentarzem do Liturgii. Ta kanadyjska historyk chrześcijaństwa, wykładowczyni na jednej z amerykańskich uczelni, przez wiele lat zajmowała się naukowo badaniem tzw. teologii sukcesu, która uczy, że wiara i cnota zostaną wynagrodzone zdrowiem i bogactwem. Jej mottem jest wyznanie: „bądź wola moja”.
Bowler odkryła fiasko takiej teologii we własnym doświadczeniu. Mając 35 lat usłyszała diagnozę, iż jest chora na nowotwór. Była w szcześliwym małżeństwie, po wielu latach starań urodziła jedynego syna i nagle… świat się zawalił. Kiedy o tym napisała na łamach New York Tims’a otrzymała wiele e-maili od swoich czytelników. Była już wtedy znaną autorką. Listy te były często płytkimi pocieszeniami lub przygnębiających tekstami. Ktoś radził, że wyzdrowieje, gdy zje to czy tamto, czy też przeczyta tę lub inną książkę. Ktoś inny twierdził, iż musiała ona lub jej przodek popełnić jakiś grzech, bo przecież dobrych ludzi spotykają tylko dobre rzeczy.
Bowler, żyjąc z chorobą, przekonała się, że wbrew temu, w co kazali wierzyć głosiciele dobrobytu, „Bóg kocha cierpiących, słabych i kruchych” . On obiecuje, że nigdy nie porzuci nas w naszym bólu. Choroba, z którą nadal żyje, nie przerwała jej wielu pięknych relacji, a nawet niektóre pogłębiła.
Najnowszą książkę, którą niedawno wydała, zatytułowała: „Bez lekarstwa na bycie człowiekiem”. Można probować uciec przed krzyżem, czyli konkretnym życiem, choć kończy się to fiaskiem, nie chodzi też, by cierpienia szukać. Można jednak w nim doświadczyć światła i nim się nasycić (por. Iz 53,11), choć czasami to światło oznaczać będzie, że nie ma odpowiedzi.