Różnorakie dramaty życia mogą okraść nas z poczucia sensu. Słuchałem niedawno wprowadzenia do porannej modlitwy jednego z anglikańskich biskupów, który dzielił się bolesnym doświadczeniem śmierci swojej żony. Dwoje dzieci, w chwili jej śmierci, miało 9 i 13 lat. Zapadły się w siebie. Zaczęły się obwiniac o śmierć mamy. Ów biskup stwierdził, iż są różne przyczyny wielu współczesnych, bolesnych stanów, w których znajdują się młodzi ludzie, ale on zna tylko jedno wyjście – jest nim miłość Boga.
Bóg, który jest miłością, jest Sensem i ten sens jest poza nami. Sens nie jest produktem dojrzałej osobowości. Nie jest tak, że człowiek się rozwija, pracuje nad sobą, korzysta z pomocy dobrego terapeuty i na tej drodze jest w stanie sam stworzyć sobie sens. Praca nad sobą może pomóc mu bardziej otworzyć się na sens, ale nie sprawi, że on ten sens stworzy, czy odkryje w samym sobie. SENS JEST POZA CZŁOWIEKEM.
Ks. Krzysztof Grzywocz twierdził, że Sens potrzebuje pomostów i że przychodzi poprzez doświadczenie spotkania, np z człowiekiem, w którym mogę dostrzec Sens.
Victor Frankl, twórca logoterapii, mówił kiedys w wywiadzie, że pułapką współczenej psychologii jest eliminowanie napięcia, które rodzi się w życiu człowieka. Owo napięcie, ból, pustka, trud mogą być etapem-drogą do głębszego znaczenia życia człowieka. Chrześcijaństwo doda, że to Znaczenie jest poza nami i… jest Osobą.