Hollywood, pod koniec lat dziewięćdziesiątych, nakręciło film „Miasto aniołów”. Głównym bohaterem filmu był anioł o imieniu Set, który miał za zadanie towarzyszenie niedawno zmarłym w przechodzeniu do życia pozagrobowego. Podczas jednej z takich misji Set zakochał się w młodej lekarce.  Jako anioł, nigdy nie doświadczył dotyku ani smaku, a teraz głęboko zakochany pragnął fizycznie dotknąć i kochać swoją sympatię. Stanął przed dylematem: jako anioł z wolną wolą ma możliwość porzucenia swojego statusu anielskiego, by stać się człowiekiem, ale  będzie to kosztem wyrzeczenia się nieśmiertelności. Może też pozostać aniołem i zrezygnować ze zmysłowej miłości.  To trudny wybór: nieśmiertelność bez zmysłowych doświadczeń, czy też bycie człowiekiem ze wszystkimi przygodnościami jakie przynosi ziemski status: starzeniem się, chorobą i ostateczną śmiercią. On wybrał to drugie – rezygnacje ze swojego statusu nieśmiertelnego anioła.  Film jest zrobiony w taki sposób, że ogromna większość widzów jest wciągnięta  w dokonany wybór. Obezwładniająca rzeczywistość zmysłów sprawia, że ​​wszystko inne wydaje się nierzeczywiste, eteryczne. To, czego doświadczamy poprzez nasze zmysły, to co widzimy, słyszymy, smakujemy, dotykamy i wąchamy jest tym, co jest dla nas prawdziwe. Dzisiaj posiadamy własną wersję słynnego stwierdzenia Kartezjusza. Dla nas pewnikiem jest deklaracja: czuję, więc jestem!

 

Niestety duchowość, w praktycznie każdej ważnej tradycji religijnej, wydawała się twierdzić na odwrót. To życie duchowe jedynie było warte uwagi, co sprawiało, że w niektórych tendencjach duchowości życie zmysłowe było rozumiane jako zagrożenie.  Dzisiaj, w zsekularyzowanym świecie, wydaje się, że jest odwrotnie. Zmysły gwałtownie przebijają ducha. Zeświecczone anioły, w przeciwieństwie do starych aniołów religijnych, mają tę samą opcję co Set. Wydaje się, że pozorna nieokreśloność ducha nie pasuje do rzeczywistości zmysłów.

      Co jest bardziej realne: świat ciała i zmysłów, czy świat ducha? Tak postawione pytanie wprowadza nas w fałszywą dychotomię. Jako chrześcijanie wierzymy, że jesteśmy zarówno ciałem jak i duszą, ciałem i duchem i że nie można oddzielać tych dwóch wymiarów. Jest w nas coś z ssaka i jest w nas coś z anioła. Nasz duch jest otwarty na życie tylko przez nasze zmysły, a nasze zmysły niosą w sobie głębię i znaczenie tylko dlatego, że są ożywione przez ducha. Nie jesteśmy tylko ssakami, ale też nie jesteśmy czystymi duchami. Pięknym jest to, że ograniczone radości, które przeżywamy zmysłami poprzez świat ducha mogą być pogłębione. Zwykłe przyjemności życia mogą być głębokie lub płytkie, bardziej mistyczne lub bardziej zwierzęce, w zależności od tego jak bardzo szanujemy aspekt duchowy w nas. I odwrotnie, nasza duchowość i nasze życie modlitewne może być prawdziwe lub jedynie fantazją, w zależności od tego, jak bardzo wcielamy je w to, co zmysłowe. Ta zależność dotyczy każdej sfery naszego życia. Na przykład seksualność może być głęboka lub płytka, bardziej mistyczna lub jedynie zwierzęca, wszystko zależy od tego, ile w niej jest ducha, a ile w niej jest jedynie zmysłów zewnętrznych; to samo dotyczy naszego doświadczenia piękna, czy to w naszym widzeniu, słuchaniu, dotykaniu, smakowaniu lub wąchaniu. Każde doświadczenie zmysłowe może być głębokie lub płytkie; zależnie od tego, ile w nim jest duszy, tak jak i każde doświadczenie piękna może wydawać się nierealne i wyimaginowane,  jeśli jest zbyt oderwane od zmysłów.

(Refleksja na podstawie tekstu Ronalda Rolheisera, Angels and the City)